Widmo krąży nad Rosją – widmo klęski. Rządowi liberalni technokraci, przebiegli skorumpowani siłowicy, bezradni deputowani-marionetki, biznesmeni rozleniwieni kontrolowaną przez państwo gospodarką – wszyscy szukają ratunku. I nikt nie może go znaleźć. Na drodze stoi, kołysząc się lekko, drobna postać starzejącego się prezydenta, którego „New York Times” nazwał niedawno najniebezpieczniejszym głupcem świata. Trzyma on klucze do wojny i pokoju. I ponuro się uśmiecha.
W teorii nie wygląda to wszystko tak źle, jak mogłoby się wydawać. Gospodarka upadła, lecz nie tak nisko, jak w Ukrainie. Oddech wojny w Moskwie i większych miastach jest niewyczuwalny. Najaktywniejsi panikarze i opozycjoniści wyjechali. Najbardziej uparci znaleźli się w miejscach – jak to się zwykło mówić w Rosji – „nie tak odległych” i szyją mitenki na front.
Wrażenie beznadziei
Rzeczywistość nie jest jednak kolorowa. Potężny kryzys gospodarczy rekompensują zamówienia wojenne. Ale przemysł nie jest w stanie odpowiedzieć na potrzeby nawet pierwszej linii frontu – w ciągu 30 lat „reform” gałęzie przemysłu nieskoncentrowanego na eksporcie wpadły w głęboką zapaść i są one w pełni zależne od części zagranicznych. Te nastawione na eksport straciły swoje tradycyjne rynki zbytu i za pół ceny swoimi produktami uszczęśliwiają Chiny i Indie.
Front zaopatrywany jest w przeważającej mierze ze starych zapasów – używane są już wyeksploatowane czołgi z lat 50. Do końca zbliża się także ożywienie wywołane falą redystrybucji „osieroconej” własności, powstałej po tym, jak zachodnie korporacje opuściły Rosję. Wyczerpały się regionalne budżety, które po utracie baz podatkowych utrzymują się na transferach z centrum. Nagromadzone w tłustych latach rezerwy są obfite, ale nie nieskończone. Dziura w budżecie powiększa się.
Rządząca Rosją elita polityczna i biznesowa jest dziś nastawiona bardziej opozycyjnie niż miejska „klasa kreatywna” w szczytowym okresie protestów na placu Błotnym w latach 2011–2012. Zdaje się być zapędzona w kozi róg: z jednej strony zachodnie sankcje, z drugiej chęć rządu do ubrudzenia wszystkich ukraińską krwią, do tego jeszcze rosnąca fala przemocy wewnątrz kraju. Nie, rosyjscy panowie życia nie są przeciwni wojnie, ona może być nawet źródłem dochodu – ale zwycięska, a nie przegrana! A dwie potężne ofensywy ukraińskich sił zbrojnych, całkowita utrata inicjatywy na froncie, drony uderzające w Kreml i parada 9 maja z jednym czołgiem T-34, który pamięta jeszcze czasy Stalina, dają niezwykle przygnębiające wrażenie beznadziei.