Nowa faza kampanii, w której znalazła się polska polityka po ogłoszeniu trzech obietnic wyborczych podczas Programowego Ula (chciałbym poznać nazwisko speca, który wymyślił tak infantylną nazwę konwencji PiS), polega na tym, że dwie największe partie usiłują się codziennie wciągnąć w pułapkę. Przedstawiona w niedzielę przez Jarosława Kaczyńskiego obietnica: jak wygramy wybory, podniesiemy 500+ do 800 zł miesięcznie, miała na celu nie tylko zanęcenie własnych wyborców, ale też sprowokowanie Platformy Obywatelskiej do jakiegoś fałszywego ruchu. PiS liczyło, że PO zacznie krytykować rozdawnictwo, a wtedy będzie można skrytykować Tuska za hipokryzję, bo przecież sam ostatnio proponował 1500 zł babciowego. A do tego można by było dorzucić argumenty godnościowe o braku szacunku do Polaków, którzy pobierają to świadczenie.
Dlatego już w poniedziałek Tusk odpowiedział tak, by nie dać się wpuścić w maliny, ale zarazem sam zastawił pułapkę na Jarosława Kaczyńskiego. Ogłosił, że nie tylko nie jest przeciwny 800+, ale w dodatku jest za tym, by wprowadzić waloryzację świadczenia już od 1 czerwca tego roku, a więc zacząć nad nim pracę natychmiast. Zaryzykował konsternację liberalnego elektoratu, który czasem przebąkuje coś, że Platforma stara się przebić PiS na populizm, by uniknąć jeszcze poważniejszego ryzyka: dorobienia sobie gęby, że Platforma odbierze Polakom programy społeczne.
Czytaj więcej
Sztabowcy PiS podkreślają, że zapowiedź programu 800+ ma być tematem prekampanii przez najbliższe tygodnie. Opozycja już ma swoje polityczne kontrrozwiązania.
Spindoktorom PiS pozostały na to trzy rodzaje argumentacji. Pierwszy dotyczył tego, że Tusk chce napędzić inflację, bo do tego sprowadziłoby się podniesienie 500+ od pierwszego czerwca, a przecież Platforma 4 czerwca organizuje marsz przeciw inflacji, więc sama sobie przeczy. Tyle tylko, że to broń obosieczna, bo Jarosław Kaczyński, pytany kilka miesięcy temu, czy można podnieść świadczenie do 700 zł, powiedział właśnie, że nie, ponieważ zwiększyłoby to inflację.
Drugi rodzaj argumentów polega na mówieniu, że przecież wymagałoby to zmiany budżetu. I właśnie tak zaatakował Tuska Kaczyński w środę w wywiadzie dla Polskiego Radia: – Niewysoko oceniam kwalifikacje pana Tuska jako premiera, ale nie aż tak nisko, by nie wiedział, że w ciągu dwóch tygodni zmienić budżet i dokonać innych zmian… to po prostu niewykonalne – stwierdził prezes PiS.