Polityka to nie tylko interesy i twarda władza. To coraz bardziej zarządzanie narodową dumą, godnością, prestiżem i aspiracjami. Kto sobie tego nie uświadomi, nie zrozumie, dlaczego PO wygrała w 2007 r., ani dlaczego PiS wygrał w 2015 r. Nie zrozumie też, dlaczego tak istotną rolę w polityce zaczęły odgrywać... szparagi.
Szparagi urosły w opowieści partii rządzącej do rangi symbolu pokazującego międzynarodową rolę Polski. Warto się cofnąć do słów Jarosława Kaczyńskiego z 4 czerwca, gdy ogłosił początek objazdu kraju. Powiedział wówczas: – Musimy przede wszystkim odrzucić to wmawianie nam, że jesteśmy gorsi, bo jesteśmy lepsi.
Czyli polityczni przeciwnicy chcą, by Polacy uważali się za gorszych, a on chce ich przekonywać nie tylko, że nie są gorsi, ale że są lepsi. To tłumaczy słowa prezesa PiS wypowiedziane w zeszłym tygodniu w Grójcu. – Polacy przestali jeździć na szparagi. To jest, proszę państwa, naprawdę ogromna zmiana. To jest zmiana naszego statusu. Ten status jest dzisiaj naprawdę lepszy, niż był – perorował Kaczyński. A zatem rolą polityki jest zarządzanie poczuciem narodowego prestiżu. Wyznacznikiem statusu stają się zaś szparagi. Zbieranie szparagów u Niemca jest w myśl tej narracji naruszeniem statusu Polaków. Gdy przestajemy jeździć na szparagi, nasz status rośnie.
Czytaj więcej
Te upiory III RP, czyli masowe bezrobocie i masowe wyjazdy za chlebem, na szparagi do Niemiec, na zmywak do Wielkiej Brytanii, muszą się skończyć. Niech sobie Niemcy sami zbierają szparagi albo przyjeżdżają do nas je zbierać - powiedział podczas spotkania z wyborcami PiS w Kędzierzynie-Koźlu premier Mateusz Morawiecki.
Prezes PiS jednak uznał, że nie wystarczy, by to Polacy nie zbierali szparagów w Niemczech. Trzeba czegoś więcej. Czego? Przypomnijmy jego słowa w Płocku: – Trzeba nie mieć kompleksów, że jesteśmy gorsi i słabsi. Już teraz nie ma nas na polach szparagów, a daj Boże, przyjdzie jeszcze czas, że ci z Zachodu będą przyjeżdżać do nas na szparagi.