Dopóki sprawa domniemanych podsłuchów za pomocą programu Pegasus dotyczyła tylko opozycji, która wszczyna larum z byle okazji, PiS mógł spać spokojnie. Gdy jednak zaniepokojenie połączone z podejrzeniem, że i on był podsłuchiwany, wyraża jeden z najpopularniejszych dysydentów obozu władzy, były minister rolnictwa Jan Krzysztof Ardanowski – PiS zaczyna mieć problem.
Po pierwsze dlatego, że słowa Ardanowskiego sprawiają, iż sprawa przestaje być klasycznym sporem na linii PiS–PO, który łatwo sprzedać pod standardowymi hasłami i który niczego nie zmieni w utrwalonych liniach podziałów, również w elektoracie. Gdy o podsłuchach grzmi „totalna opozycja", która sama nie ma tu czystego konta, można machnąć ręką. Gdy zaczyna o tym mówić członek klubu parlamentarnego Zjednoczonej Prawicy, zapraszany do Radia Maryja – tradycyjny schemat się sypie.
Czytaj więcej
PiS nie jest już „powabną panną”, lecz panną zmęczoną - mówi Jan Krzysztof Ardanowski, poseł PiS,...
Po drugie – ponieważ Ardanowski jest niezwykle popularny wśród rolników. Widzą go jako rozumiejącego ich problemy i walczącego o ich sprawy – nierzadko w kontrze do samego PiS. Gdyby podsłuchiwanie Ardanowskiego miało się potwierdzić, jakaś część wahającego się wiejskiego elektoratu PiS może to uznać za pośrednie uderzenie w nich: „nasz" Ardanowski im się postawił, więc zaczęli go podsłuchiwać. Bardzo źle by to wyglądało.
Minister spraw wewnętrznych Mariusz Kamiński napisał niedawno list do senatora KO Marcina Bosackiego, szefa nieformalnej senackiej komisji ds. Pegasusa, w którym uzasadniał, dlaczego się przed nią nie stawi. W liście Kamińskiego znalazły się stwierdzenia pocieszne. Na przykład takie, że wykonując wyrok TK z 2014 r., PiS w 2016 r. zwiększył kontrolę sądową nad inwigilacją, która – to drugi zabawny passus – absolutnie nie jest fikcyjna. Owszem, PiS musiał wykonać orzeczenie i zrobił to w ostatniej chwili. Wprowadzając system tak dziurawy i właśnie fikcyjny, że organizacje zajmujące się prywatnością nie zostawiły na nim suchej nitki. Sądy w Polsce zatwierdzają 99 proc. wniosków inwigilacyjnych, a gdyby nawet nie zatwierdziły, pozostaje działanie w okolicznościach „niecierpiących zwłoki", co pozwala prowadzić inwigilację bez zgody sądu teoretycznie nawet przez tydzień. W ciągu roku samych podsłuchów realizuje się w naszym kraju do 10 tys. Liczba ściąganych billingów przekracza grubo milion. Opowieści ministra Kamińskiego mogą zatem przekonać tylko tych, którzy nie mają pojęcia o sytuacji.