Miastko to w ostatnich tygodniach jedna z bardziej znanych małych miejscowości w Polsce – i to pomimo tego, że... tak się nie nazywa. Ma to być mazowieckie miasto, które w ostatnim cyklu wyborczym jak wiele podobnych w okolicy postawiło na Prawo i Sprawiedliwość.
Postawiło, choć – jak zauważa w raporcie Instytutu Studiów Zaawansowanych związany z „Krytyką Polityczną" socjolog, doktor Maciej Gdula – nie jest ono zapomnianą przez Boga i ludzi mieściną, zaludnioną wyłącznie przez grupy określane mianem „przegranych transformacji". Przynajmniej na swej powierzchni wydaje się schludnym miastem, w którym bezrobocie nie jest znacząco wyższe niż ogólnopolska średnia i w którym nie brak możliwości realizowania mieszczańskich potrzeb, takich jak pójście do kawiarni czy przejażdżka rowerem.
Dlaczego zatem, skoro w ostatnich latach sytuacja ekonomiczna oraz inwestycje w przestrzeni miejskiej powinny raczej sprzyjać kontynuacji rządów PO–PSL, zdecydowanie wygrała tam chęć „dobrej zmiany"? Zespół Gduli postanowił przyjrzeć się sprawie, stawiając przede wszystkim na badania jakościowe: wywiady biograficzne połączone z przeprowadzoną w odstępie czasowym rozmową o bieżących wydarzeniach politycznych.
Narodowa klasa średnia
Pod lupę wzięte zostały dwie grupy wyborców – klasa ludowa (osoby zatrudnione przy pracy fizycznej oraz prostych usługach) oraz średnia (pracownicy umysłowi sektora publicznego i prywatnego). W wywiadach oraz własnej publicystyce to w sojuszu tych dwóch grup (ze szczególnym uwzględnieniem pracujących w usługach publicznych – edukacji oraz ochronie zdrowia) upatrywał Gdula szansy na rozwijanie nowych, progresywnych projektów politycznych. Zamiast tego jednak grupy te zasiliły elektorat PiS.
Obiektem rosnących frustracji liberalnych publicystów stała się szczególnie postawa sporej części klasy średniej. To przecież ona przez lata widziana była jako podpora dla rządów prawa, demokratycznych wolności i otwarcia na świat. Tymczasem – o czym przypomina nam raport Gduli – w roku 2015 w grupie tej Platforma Obywatelska, mająca (odstawmy na chwilę na bok pytanie, czy słusznie) uosabiać te cnoty, wygrała jedynie wśród dyrektorów i kierowników. W pozostałych podgrupach górą była formacja Jarosława Kaczyńskiego.