Najstarszym projektem zjednoczonej Europy jest ten opracowany dla króla Francji Henryka IV na przełomie XVI/XVII w. przez protestanta księcia Sully. Europa miałaby się składać z 15 państw pod kierownictwem Europejskiej Rady Chrześcijańskiej, przy czym nie ma znaczenia, czy byłyby to monarchie, republiki czy despotyczne tyranie. Do wewnętrznego ustroju i zakresu swobód obywatelskich nikt się wtrącać nie może, grunt, by w sprawach wspólnych kraje te występowały jednomyślnie.

Idea całkowitej suwerenności w sprawach wewnętrznych powraca dziś, i to nie tylko w argumentacji rządów Polski czy Węgier, które twierdzą, że Bruksela nie ma nic do gadania w sprawie sądownictwa, wolności mediów czy zakresu swobód. Coraz częściej znajduje też uznanie na Zachodzie. „Trzeba zrozumieć wschodnich partnerów – piszą tam nieraz wybitne osobistości – te kraje były okupowane, zniewalane albo w ogóle wymazywane z mapy i dlatego są tak uczulone na odzyskaną nareszcie suwerenność. Przecież my sami sprzedaliśmy je Stalinowi w Jałcie, więc teraz uderzmy się w piersi, okazując więcej zrozumienia".

To bardzo ładnie, że wreszcie Zachód żałuje tego, co kiedyś sam nabroił – w wyrażaniu żalu ma wszak ogromną wprawę. Przeprasza dziś za wyzysk kolorowych ludów w dawnych koloniach, za gnębienie kobiet, zbrodnie inkwizycji, więc może i o tym sobie przypomniał? Ale w ekspiacji za kłamstwo historyczne kłamie o współczesności. Unia jest związkiem państw demokratycznych i praworządnych. Podobnie jak konstytucje państw, tak i unijne traktaty oparte są na zaufaniu; sygnatariusze ufają sobie, że są za demokracją i niezawisłością sądów, więc w tym zaufaniu składają podpisy.

Czytaj więcej

Zuzanna Dąbrowska: Monachijska odwaga

Kryteria kopenhaskie – które potwierdzić musi każdy dołączający do Unii kraj – też są ogólnikowe. Gdybyśmy wchodzili w związek z oszustami, to w przewidywaniu ich forteli dokumenty miałyby kilkakroć większą objętość, a i tak znaleźliby w nich luki. „Dlaczego – woła PiS – Niemcy albo Hiszpania reformują sądownictwo i są w porządku, a biednej Polsce nie wolno?". Ale tylko w PiS-owskiej Polsce politycy dobierają sobie sędziów, jakich chcą, a na niepokornych nakłada kary przesławna Izba Dyscyplinarna.