W tę niedzielę, w 77. rocznicę wybuchu powstania, znowu będę się wzruszał. Ba, jeśli będę mógł, pójdę pośpiewać wspólnie z tysiącami warszawiaków.
Pomysł koncertu jest genialny w swojej prostocie. Oto ludzie zbierają się 1 sierpnia, żeby wspólnie pośpiewać powstańcze piosenki. Nie ma tu gwiazd. Jest ascetyczna scena i teksty na telebimach. Szczerze mówiąc, dopóki TVP nie zaczęła puszczać koncertu o przyzwoitej porze, sądziłem, że jest nas garstka. Tych zainteresowanych wspólnym śpiewaniem. Tymczasem okazało się, że wydarzenie regularnie oglądają 2 miliony ludzi, co jest wynikiem stawiającym „(nie)zakazane piosenki" w rzędzie największych sukcesów okresu wakacyjnego. Choć doprawdy trudno powiedzieć, że to wielki telewizyjny show. Przez jakiś czas sądziłem, że fenomen tego koncertu to kwestia pamięci o powstaniu warszawskim, które dla wielu Polaków (nie tylko mieszkańców stolicy) stało się symbolem II wojny światowej. Może najważniejszym. Dziś jednak wydaje mi się, że jest w tym coś jeszcze.
Pamiętają państwo dawne imprezy rodzinne? Imieniny, urodziny, wesela? Każde miało swoje rytuały i obyczaje, a jednym z nich było wspólne śpiewanie. Te wszystkie „Szła dzieweczka do laseczka" czy „A kto się w styczniu urodził". Przez wiele dziesięcioleci w mojej rodzinie świętowano ważne chwile z piosenką na ustach. A ogniska, przy których wszyscy nucili „Płonie ognisko i szumią knieje" albo nieśmiertelne „Whisky" Dżemu?
„Wolne chwile, dymią grille. Ale to nie jest to samo, co nasze ognisko" – powiedział mi kiedyś Zenon Laskowik. Miał rację, nie da się ukryć. Muszę jednak państwu wyznać, że w ostatnich miesiącach zdarzyło mi się siedzieć przy ognisku i gościć na weselu, gdzie ludzie wspólnie śpiewali. Co więcej, świetnie się z tym czuli. Działo się to gdzieś w Polsce powiatowej, ale przecież także warszawiacy co roku zbierają się po to, by pośpiewać. Owszem, wspominają w ten sposób powstanie, ale też – i to łączy wszystkie opisane wyżej sytuacje – chcą poczuć wspólnotę. A poczucia emocjonalnej wspólnoty bardzo nam dziś wszystkim brakuje.