Przed kilku dniami oczekiwałem kogoś na lotnisku Okęcie w Warszawie. Oczekiwanie przedłużało się, sala przylotów była pełna ludzi. Wylądował samolot z Tel Awiwu. Niedługo potem w sali pojawiła się spora grupa Żydów ortodoksów o charakterystycznym dla nich wyglądzie i w zwyczajowych strojach – długie brody, pejsy, jarmułki lub czarne kapelusze i chałaty.
W pewnej chwili rozległa się głośna rozmowa trzech solidnie wyglądających panów, najwyraźniej przeznaczona dla uszu osób zebranych w hali: „No i patrzcie, znów te Żydy przyjechały. Czego one tu szukają. Opowiadają tyle o Holokauście, a przecież nic takiego nie miało miejsca. No nic dziwnego, że opowiadają i się im w tym nie przeszkadza, bo przecież w ich rękach jest cała Ameryka".
Nikt nie zareagował. Dopiero po chwili pewna pani zwróciła im uwagę na niestosowność takich wypowiedzi. To ich rozzłościło i zaczęli, wzajemnie się ekscytując, jeszcze głośniej złorzeczyć, by zakończyć stwierdzeniem: „Pani też pewnie Żydówa".
Oznaki choroby
Słuchaczami tych wynurzeń byli gromadzący się w pomieszczeniu przyjezdni z Izraela. Oni zapewne też mieli być ich adresatami. Mam nadzieję, że nic z tego nie zrozumieli, bo jeśli któryś z nich pojął, co mieli do powiedzenia ci panowie, ciarki przechodzą po plecach. Oto tuż po wyjściu z samolotu i po postawieniu pierwszych kroków na polskiej ziemi zostają powitani w tak obraźliwy sposób.
Jaki wizerunek Polski i Polaków mogą wynieść z naszego kraju po takiej lekcji? Co mogli sobie pomyśleć o stosunku Polaków do Żydów, gdy zorientowali się, że przemowa trzech przypadkowych osób spotyka się z obojętnością pozostałych, aż do chwili, gdy znalazła się wśród nich jedna tylko odważna i rozsądna?