Gdy twarde elektoraty dużych partii są porównywalne, klucz do wyniku wyborów leży w mobilizacji tych, których polityka w ogóle nie interesuje. Spokojnych mieszczan, matki z wózkami na placach zabaw, kierowców oglądających po pracy telewizyjny futbol, fryzjerki emocjonujące się gwiazdkami seriali pociągną do lokali wyborczych nie liczby, fakty, miliardy euro, nie reklamy i natłok informacji, ale zrozumiałe, łatwe do powtarzania między znajomymi emocjonujące opowieści.
PiS unika starcia
Kluczem do wygranych wyborów są emocje. Ostatnio badania Kalkulatora Politycznego pokazały, że głosowanie przeciwko partii uznawanej za szkodliwą dla kraju jest dla Polaków ważniejsze (54proc, wskazań) od głosowania na program partii, którą decydują się poprzeć (26 proc. wskazań).
Te emocje znajdują odzwierciedlenie w wynikach wyborów. Platforma wygrywała, gdy potrafiła porwać nieinteresujących się polityką opowieścią o zagrożeniu: "Zmień kraj, idź na wybory" (2007). Wyborców PO do urn pociągnęły barwne postaci PiS, które dziś także mogłyby zmobilizować wyborców. Im większa intensywność barw odwzorowania, tym większa szansa, że elektorat PO z 2007 r. – dziś zdemobilizowany – ruszy do urn.
Przy dwóch ważnych zastrzeżeniach. Po pierwsze, akceptacji dla takiego ustawienia sceny ze strony PiS. Jednak w tegorocznej kampanii partia Kaczyńskiego po raz pierwszy analizuje i kontroluje swój przekaz także pod kątem narracyjnym: ewidentnie unika wejścia na matę starcia wyborczego, unika debat, z których kilka sekund potknięcia może zadecydować o wyniku; prezes unika ostrych wypowiedzi, a konferencja prasowa o Smoleńsku odbywa się bez Antoniego Macierewicza.
Wróg na wyłączność
Po drugie, mobilizacja "przerażającym PiS" do udziału w wyborach osób politycznie niezorientowanych przestała automatyczne oznaczać oddanie przez nie głosu na PO. Kampania 2011 różni się bowiem od tej z 2007 r. tym, że Platforma jest dziś partią rządzącą.