Dyskurs w sprawie obecności Nergala w publicznej telewizji, którego ostatnim mocnym akcentem był list otwarty bp. Wiesława Meringa do ks. Adama Bonieckiego, obnażył wielką słabość polskiego Kościoła: nie potrafimy rozmawiać ze sobą wewnątrz Kościoła ani przedstawiać swojego stanowiska na zewnątrz. Kościół instytucjonalny ma ogromny problem z komunikacją.
Biskupi próbują już wyciszyć konflikt między bp. Meringiem a ks. Bonieckim. I słusznie, bo nie jest to budujący przykład. W dodatku nie jest prawdą, że wszyscy widzą jedynie błąd ks. Bonieckiego, a nie czują zażenowania stylem listu bp. Meringa. I podział opinii w tej sprawie nie przebiega między tzw. Kościołem otwartym a mediami o. Rydzyka. Te dwa środowiska nie wyczerpują różnorodności Kościoła w Polsce. W tym wypadku prawdziwą, a nie zideologizowaną, linię podziału wyznacza ewangeliczne przekonanie, że potępia się błąd, ale nie obraża człowieka, że jego godność jest zawsze uszanowana.
Zła argumentacja
Odrzucam sposób myślenia ks. Bonieckiego, który nie widzi błędu w zatrudnieniu w TVP Nergala, a w każdym razie mocno to usprawiedliwia. Były naczelny "Tygodnika Powszechnego" próbuje przekonać, że nie ma co dramatyzować, że w gruncie rzeczy nic złego się nie dzieje, bo Nergal w szatana nie wierzy, lecz jedynie odwołuje się do satanistycznej symboliki, aby wyrazić swój sprzeciw wobec religii. Na dowód przywołuje wywiad, jakiego Adam Darski udzielił "Newsweekowi", i jeden tekst piosenki-wiersza Tadeusza Micińskiego. Nie wspomina jednak ani słowem o całej reszcie tekstów, dostępnych przecież w Internecie, które nawołują do zbrodni, są pełne nienawiści i bluźnierstw.
Cóż, nie wiem, czy Nergal wyznaje szatana (w innych wywiadach nie dawał jednoznacznej odpowiedzi), i nie zamierzam tego dochodzić. Nie w tym rzecz. To jego osobista sprawa. Wystarczy zobaczyć, co robi na scenie, jakich używa znaków, a przede wszystkim o czym śpiewa, by rozumieć, że nawołuje do nienawiści, odwołuje się i nawołuje do zła. To zło – być może dla niego tylko symboliczne – przywołuje. I robi to w sposób świadomy.
Taka "kreacja artystyczna" ma moc oddziaływania na innych. Nie trzeba być "wierzącym" satanistą, aby satanistyczną symbolikę i treść sączyć w serca innych ludzi. W satanizm wchodzi się miękko, zaczynając od początkowo niby nic nieznaczących słów i symboli. A skoro telewizja publiczna kreuje Nergala na idola, bohatera masowej wyobraźni, to nie zdziwię się, jeśli za jego sprawą wiele osób w sposób świadomy albo nie zacznie się interesować satanizmem, epatować satanistyczną symboliką. Kto jak kto, ale katolicki ksiądz powinien wiedzieć, że to nie jest zabawa. A już stwierdzenie, że "Nergal nie jest diabłem, obejrzałem program z jego udziałem", jest w ustach księdza intelektualnie żenujące.