Kampania wyborcza PO rozgrywała się głównie w mediach i nie polegała na spotach wyborczych i wystąpieniach jej polityków. Partia Donalda Tuska zwyciężyła dzięki wsparciu zjednoczonego frontu mediów prorządowych, czyli wszystkich dużych telewizji, większości radiostacji i gazet. Konkurowały one w tym, kto efektowniej podliże się rządowi, a zwłaszcza, kto dotkliwiej przywali opozycji.
Dlaczego – choć wzruszający był pokazywany w „Faktach" wspólny bieg po Błoniach Katarzyny Kolendy-Zalewskiej i Donalda Tuska oraz prowadzona przez nich pogawędka o kondycji polskiej polityki czy relacje w „Wiadomościach" z „tuskobusu", w którym premier rzeczowo tłumaczył, że należy zbliżyć się do ludzi, choćby warunki były ciężkie – to jednak gros zainteresowania przyciągały zmagania dziennikarskiego frontu z siłami zła, czyli z PiS.
Najtrudniejsze zadanie wziął na siebie Tomasz Lis, który w zastępstwie Tuska starł się z głównym demonem, czyli Jarosławem Kaczyńskim. Wprawdzie poległ na polu bitwy, ale chyba nieprawdą jest, że zostanie za to zwolniony przez Tuska, bo starał się jak mógł, a sam premier wie, że nie zawsze wszystko wychodzi, jak byśmy chcieli. Palmy pierwszeństwa pozazdrościł Lisowi Jarosław Gugała, rozmawiając w Adamem Hofmanem w Polsacie.
PO musiała się tylko wkomponować w kampanię mediów
Prasa pisana towarzyszyła elektronicznej, Adam Michnik straszył z „Gazety Wyborczej" podobnie jak jego następca, Kuba Wojewódzki z okładki „Wprost". Michnik tłumaczył młodym, że powinni zagłosować na PO, a później czym prędzej zmykać na emigrację, Wojewódzki swoim o 30 lat młodszym rówieśnikom serwował wyjaśnienia podobne, choć w roli Wernyhory wreszcie wydał się naprawdę zabawny.