Samotność opozycjonisty

Zagraniczni korespondenci szerokim łukiem omijają nudne procesy zwykłych Rosjan, gdy niewinni ludzie skazywani są na drakońskie kary - przypomina publicystka

Publikacja: 13.09.2012 19:34

Krystyna Kurczab-Redlich

Krystyna Kurczab-Redlich

Foto: Fotorzepa, Raf Rafał Guz

Red

Centrum Moskwy. Plac Triumfalny, dawniej Majakowskiego. 31 sierpnia 2012 roku. Na wystający z muru daszek wspina się młody człowiek. Rozpościera kawałek białej materii. Na niej czarny okrąg, a w nim ogromna biała liczba: 31. Zaraz dopadnie go trzech policjantów. Wydrą mu z rąk płótno, wykręcą ręce, ściągną z daszku, wepchną do zakratowanego policyjnego autobusu.

Poniżej - tłum ludzi. Różnobarwne ubrania młodych, stonowane - starszych.  Liczba 31 na kolorowych podkoszulkach, na białych flagach, kartonach, chorągiewkach. Skandują: wolność zgromadzeń zawsze i wszędzie; wolność zgromadzeń... W tłum wdziera się szara masa hełmów, plastikowych osłaniających twarze masek, rękawów z napisem OMON (Specjalne Oddziały Policyjne), dłoni w grubych, skórzanych rękawicach. Kto upadnie, ten dostanie w dwójnasób; chłopak w kraciastej koszuli krwawi, ma złamany nos. Innemu naderwano ucho, jeszcze innemu złamano palec..

Na każdego chudzielca z kolorowego tłumu - paru rosłych uzbrojonych po zęby policjantów, na każdego siwowłosego - paru młodych. Atakują aktywnych, głośniej krzyczących albo tych z aparatami fotograficznymi czy kamerami. Rzucają na ziemię, kopią. Za ręce i nogi wloką do autobusów. W zakratowanym okienku miga czyjaś smutna twarz. Tłum skanduje: "Rosja bez Putina", "Faszyści"; "Precz z kremlowskimi okupantami..."

Nasze media pieczołowicie chronią nas przed widokiem uzbrojonych wojów putinowskiego reżimu w akcji, skąd więc Polacy mają wiedzieć, co się w Rosji wyprawia?

Co w liczbie „31" wywołuje tę dziką agresję obecnych gospodarzy Kremla? „31" to numer artykułu Konstytucji FR, który mówi: „Obywatele Federacji Rosyjskiej mają prawo spokojnie i bez broni przeprowadzać zebrania, wiece oraz demonstracje, marsze i pikiety". Od 12 lat, odkąd Władimir Putin włada Kremlem i Rosją, jej obywatele stracili nie tylko to prawo, ale także - gwarantowane im wcześniej przez prezydenta Borysa Jelcyna - prawo do swobodnego tworzenia partii, publicznej wypowiedzi, obiektywnej informacji... Stracili niemal wszystkie prawa obywatelskie, jakie po wiekach carskiej despotii i latach totalitaryzmu przyniosła im pieriestrojka. Wrócił do nich natomiast, zapominany w latach 90., reżim policyjny.

Przezroczyste pały

Bicie demonstrantów spod znaku „31" to tylko jeden z jego przykładów. Pod hasłem „31" powstał trzy lata temu ruch społeczny „Strategia 31" manifestujący w obronie podstawowego prawa demokracji, jakim jest wyrażanie poglądów, a także w obronie innych, łamanych w epoce Putina, a gwarantowanych przez Konstytucję FR obywatelskich praw. „Strategia 31" łączy niemal wszystkie organizacje opozycyjne. Ich zwolennicy i członkowie tych organizacji wychodzą w Moskwie na plac Triumfalny, a w innych rosyjskich miastach - również na miejsca dla nich centralne, każdego 31 dnia w miesiącach, w których taki dzień występuje („Strategię 31" wspierają i za granicą: w Berlinie, Brukseli, Kijowie, Pradze, Tel Awiwie, Helsinkach, Brnie, Turku czy Tallinie). Tradycyjnie manifestują i tradycyjnie są bici i aresztowani. Ostatniego dnia sierpnia za kratami moskiewskich aresztów znalazło się 36 osób, za kratami petersburskich - 15.

Tradycyjnie bici? Przesada - wzruszy ramionami wielu moich rodaków. Nasze media pieczołowicie chronią nas przecież przed widokiem uzbrojonych wojów putinowskiego reżimu w akcji, więc skąd Polacy mają wiedzieć, co się w Rosji wyprawia? Tyle nam się przekazuje, ile wymaga kolejna koncepcja naszych interesów z Kremlem.

Czy któryś z naszych liderów przy okazji międzynarodowych rozmów pyta rosyjskich partnerów o los więźniów politycznych? Nie zatroszczyli się o nich i polscy hierarchowie kościelni sami niegdyś wspierający opozycję, nie wstawili się za nimi przedstawiciele władzy z tej opozycji się wywodzący.

Wszyscy zachowują się tak, jakby na potępienie zasługiwała tylko przemoc z przymiotnikiem: komunistyczna. Wystarczyło go usunąć, by policyjne pały, więzienne kraty, obozowy drut kolczasty i cały autorytarny kremlowski system stały się przezroczyste.

Kogo to jeszcze obchodzi, że w Rosji od 12 lat parlament działa niemal jak organ partii komunistycznej; że mediom odebrano wolność; że fałszuje się wybory i fabrykuje fikcyjne akty oskarżenia dla nieposłusznych? Nie ma przy tym różnicy, jaka opcja polityczna w Polsce rządzi: walczący z autorytaryzmem Rosjanie są równie obojętni prawicy jak liberałom.

Jasne: nasza chata z kraja. Odwagi nam starcza, by bronić więźniów politycznych Łukaszenki. Moskwie z ich powodu narażać się nie warto. A że przy podobnym podejściu świata do naszego zrywu wolnościowego polski stan wojenny mógłby skończyć się zupełnie inaczej - nie ma już żadnego znaczenia.

Klimat przyzwolenia

Gdyby nie sprawa Pussy Riot, czy dotarłby w ogóle do naszej świadomości fakt, że w dzisiejszej Rosji z każdym dniem przybywa więźniów politycznych? Czy w obronie Surena Gazarajana, Jewgienija Witczenki, Daniła Konstantinowa, Igora Nogawkina, Maksima Konobjejewskiego, Aleksieja Kozłowa, Taisy Osipowej (działaczki „Innej Rosji"; wyrok z 28 sierpnia: dziesięć lat kolonii karnej), Olega Koczkina, Anatola Sardajewa, Jeleny Goriaczewej i wielu innych, których sprawy zakończono niedawno albo które się jeszcze toczą, wystąpiła ostatnio choć jedna znana w świecie osoba?

Niski pokłon należy się tu Jerzemu Buzkowi, który w 2010 r. jako przewodniczący Parlamentu Europejskiego protestował wobec bezprawia na manifestacjach „31". Co na to liderzy państw ponoć ceniących demokratyczne wartości? A zagraniczni korespondenci szerokim łukiem omijający nudne procesy zwykłych Rosjan, kiedy padają drakońskie wyroki dla niewinnych ludzi za najzwyklejszą gdzie indziej działalność opozycyjną? A może ktoś wspomina niemal siedemdziesięcioletniego dziś Walentyna Daniłowa, specjalistę z dziedziny fizyki plazmy, którego w 2003 roku skazano na 13 lat łagru o ostrym reżimie w pokazowym procesie szpiegowskim (na początku rządów Putina liczne procesy szpiegowskie miały posłużyć jako straszak nie tylko dla naukowców)?

Odpowiedź jest jedna: nie. Polityczni liderzy nie przyjmują do wiadomości stwierdzenia najsłynniejszej w świecie rosyjskiej organizacji obrony praw człowieka Memoriał, że „ostatnimi laty wciąż częściej i częściej zderzamy się ze stosowaniem bezprawnych sądów w sprawach karnych oraz z celową, przeprowadzaną według wskazówek władzy wykonawczej falsyfikacją materiałów śledztwa i sądu". A nie przyjmując tego do wiadomości i nie potępiając, tworzą klimat przyzwolenia, są więc współwinni.

Jak za "stalinowskich trójek"

- Tamtego dnia, późno wieczorem, nagle zgasło światło. Matka Andrieja otwarła drzwi, by sprawdzić bezpieczniki w korytarzu, a wtedy do mieszkania wtargnęła grupa mężczyzn. W dziewczynę Andrieja wycelowano pistolet, jego rzucono na ziemię, skuto i wyniesiono. Potem zaczęto rewizję: zabrano komputery, telefony, blok rysunkowy. Dżinsy ...

Tak wyglądało aresztowanie 22-letniego Andrieja Barabanowa. Podobnie - kilkunastu innych uczestników wielotysięcznej demonstracji 6 maja na placu Błotnym.

Demonstracji dramatycznie różnej od tej pierwszej, grudniowej, której przyglądał się świat i kamerom telewizyjnym pokazano spokojną twarz władzy szanującej własną konstytucję, jak też polityczną przyzwoitość: zbuntowanym pozwolono na bunt. Ale potem był marzec i wybory prezydenckie wygrał jedyny kandydat, który - podobnie jak w poprzednich wyborach - nie miał kontrkandydata: Władimir Władimirowicz Putin.

Inaugurację nowej prezydentury wyznaczono na 7 maja. Czy w przeddzień takiej uroczystości można było pozwolić tysiącom ludzi, by bezkarnie krzyczeli: Rosja bez Putina! Putin złodziej! Putin do więzienia, nie na Kreml!? Nie można było. Zabawa w demokrację się skończyła.

6 maja przybyłe na plac Błotny tysiące zostały otoczone przez zwarte szeregi OMON. Działano sprawnie i okrutnie. W ruch poszły pałki, elektroparalizatory, gaz łzawiący. I znowu manifestantów rzucano na ziemię, kopano, bito, wleczono do wozów policyjnych. Do aresztu trafiło kilkaset (według jednych źródeł 400, według innych - 600) osób. Pozostaje ich tam nadal 16. Codziennie jednak przeprowadza się nowe aresztowania i rewizje, szczególnie dotkliwe u opozycyjnych liderów (Niemcow, Kasparow, Udalcow, Nawalny) czy u znanych osobistości tę opozycję wspierających (Ksenia Sobczak). Przygotowuje się wielki pokazowy proces.

Wytaczane są nowe sprawy karne. Z zajadłością łowieni są członkowie organizacji opozycyjnych, szczególnie - łączącej różne odłamy opozycji - założonej przez Gari Kasparowa „Innej Rosji". Poluje się i na tych niepokornych, którzy jako niezależni obserwatorzy podczas minionych wyborów parlamentarnych i prezydenckich pozwolili sobie na to, by widzieć za dużo.

160 śledczych przesłuchało już prawie 1500 osób, w dziesiątkach mieszkań przeprowadzono rewizje nie mniej brutalne niż u Andrieja Barabanowa. Do oskarżeń dobrano specjalny klucz: artykuły 212 oraz 318 Kodeksu Karnego przewidujące karę więzienia od pięciu do siedmiu lat za „uczestnictwo w masowych rozruchach" oraz „stosowanie groźnej dla życia i zdrowia przemocy wobec przedstawiciela władzy".

W sądach pod uwagę bierze się wyłącznie zeznania świadków oskarżenia, którymi są poszkodowani funkcjonariusze. W ani jednej sprawie nie przesłuchano świadków, których zeznania potwierdzałyby niewinność aresztowanych. Muszą okazać się agresorami. I właśnie dlatego usłyszeliśmy, że filar opozycji, Gari Kasparow, podczas zatrzymania ugryzł policjanta. Jak jeszcze mógł okazać przemoc człowiek trzymany za ręce i nogi? O „zastosowanie przemocy" oskarżony jest też napadnięty we własnym mieszkaniu Andriej Barabanow. I żadnego sądu nie przekonają plecy podejrzanego Denisa Łuckiewicza, na których pękła skóra od uderzeń policyjnych pałek po przesłuchiwaniu w areszcie.

Jednemu z aresztowanych, Alieksiejowi Polichowiczowi, zarzuca się na przykład, że „przeszkadzał w zatrzymaniu innych uczestników rozruchów masowych, przy czym stosował siłę fizyczną w stosunku do przedstawicieli władzy, chwytając ich za mundur". O pobicie policjanta oskarżony jest też uczeń szkoły muzycznej, wiolonczelista, Nikołaj Kawkazki. A więc, uczestniku manifestacji, czy biją ludzi obok ciebie, czy biją ciebie samego, stój i ręce trzymaj przy sobie, najlepiej w pozycji „na baczność".

Rozprawiające się z opozycją sądy epoki Putina tym się różnią od sądowej maszyny stalinowskich „trójek", że nie skazują na śmierć. Jednak z punktu widzenia jurysdykcji są do nich podobne: oskarżony nie ma żadnych praw. Zasada domniemania niewinności nie istnieje. Dopuszczenie adwokatów do oskarżonego często jest fikcją. Większość skarg i wniosków obrony jest odrzucana. Sędzia z reguły udziela głosu tylko świadkom oskarżenia. A co najważniejsze: akt oskarżenia opiera się na sfałszowanych dowodach, podrobionych dokumentach oraz zdarzeniach, których nie było.

Oto - poza przewodem procesowym „więźnia nr 1" Michaiła Chodorkowskiego, który może tu posłużyć za wzór - pierwsza z brzegu sprawa: przed moskiewskim sądem staje główna redaktorka dzielnicowej gazety „Nowe Kuzminki", dwudziestoparoletnia Ajguł Machmutowa. W śledztwie tak ją pobito, że wymagała hospitalizacji. Podczas przewodu sędzia brał pod uwagę jedynie dokumenty przedstawione przez świadków oskarżenia (nawet jawnie sfałszowane) i dopuszczał do głosu tylko zeznania ich przyjaciół, znajomych tudzież krewnych. Akt oskarżenia opierał się na tym, że Machmutowa „w nieustalonym przez śledczych miejscu, w nieustalonym czasie, w nieustalonych okolicznościach zawiązała z nieustalonymi przez śledztwo osobami spisek przestępczy".

Pokorna Duma

Dziesiątki dzisiejszych dysydentów znajdują się teraz w więzieniach i obozach karnych. To prowincjonalni dziennikarze pozbawiani wolności na długie lata za to, że krytykowali miejscową władzę (Oleg Koczkin z Penzy, Anatol Sardajew z Mordowii, Tatiana Stecura i Olga Nizowkina z Buriatii, Nikołaj Andruszenko z Petersburga, Ajguł Machmutowa, by wymienić tylko najgłośniejsze sprawy ostatnich lat); biznesmeni wędrujący do więzienia za szantaż czy łapownictwo, a faktycznie za zbyt aktywny udział w działaniach opozycji (np. Aleksiej Kozłow, Maksim Pietin), naukowcy oskarżeni o zdradę stanu (Jewgienij Afanasjew, Swiatosław Babyszew) uznani przez obrońców praw człowieka za więźniów politycznych...

Z każdym dniem będzie ich więcej. Na polecenie administracji kremlowskiej pokorna Duma Państwowa w ogromnym tempie, nierzadko przeznaczając po parę sekund na jeden artykuł, przyjęła ostatnio trzy ustawy zamrażające wszelką obywatelską aktywność: represyjną ustawę o demonstracjach (niewielkie jej naruszenie, podeptanie trawnika na przykład może kosztować równowartość 30 tysięcy złotych, a nieco większe - wolność); ustawę o NGO (organizacjach pozarządowych) zmuszającą wszelkie organizacje korzystające z zagranicznych grantów do zarejestrowania się jako „agenci zagraniczni", co w powszechnym rozumieniu oznacza szpiegów (wyłączono tu organizacje działające na rzecz Rosyjskiej Cerkwi Prawosławnej); ustawę o karnej odpowiedzialności za oszczerstwo, która już zupełnie sparaliżuje media, szczególnie regionalne.

Rosyjscy parlamentarzyści sporządzają czarną listę portali internetowych po to, by wprowadzić jeszcze jedną ustawę restrykcyjną, „antypornograficzną", która pozwoli - pod pretekstem pojawienia się tam inkryminowanego materiału - zamknąć portal. Wszystkie te ustawy natychmiast podpisał prezydent RF Władimir Putin.

Narody, jak ludzie, mają swoje okresy prób. Najcięższym próbom jest teraz poddana coraz większa liczba Rosjan opowiadająca się przeciwko wszystkiemu, co reprezentuje dzisiejsza władza. Rosjanie - opozycja. Rosjanie - dysydenci. Już niemal połowa narodu. Niewspieranie ich, pomijanie ich losów milczeniem to nie tylko przestępstwo moralne, to historyczny błąd.

Autorka, z wykształcenia prawniczka, jest dziennikarką i reportażystką. Wieloletnia korespondentka polskich mediów w Rosji. Niedawno wyszła jej książka "Głową o mur Kremla"

Przeciwnicy Władimira Putina są zdeterminowani, by nawet bez zgody władz 15 września zorganizować demonstrację w Moskwie. Władze rosyjskiej stolicy dwa razy odrzuciły wniosek organizatorów. Najpierw urzędnicy tłumaczyli, że dokument zawiera błędy formalne, a następnie nie spodobała im się trasa przemarszu. Opozycja domaga się ustąpienia prezydenta Putina oraz przeprowadzenia powtórnych wyborów parlamentarnych i prezydenckich.

Centrum Moskwy. Plac Triumfalny, dawniej Majakowskiego. 31 sierpnia 2012 roku. Na wystający z muru daszek wspina się młody człowiek. Rozpościera kawałek białej materii. Na niej czarny okrąg, a w nim ogromna biała liczba: 31. Zaraz dopadnie go trzech policjantów. Wydrą mu z rąk płótno, wykręcą ręce, ściągną z daszku, wepchną do zakratowanego policyjnego autobusu.

Poniżej - tłum ludzi. Różnobarwne ubrania młodych, stonowane - starszych.  Liczba 31 na kolorowych podkoszulkach, na białych flagach, kartonach, chorągiewkach. Skandują: wolność zgromadzeń zawsze i wszędzie; wolność zgromadzeń... W tłum wdziera się szara masa hełmów, plastikowych osłaniających twarze masek, rękawów z napisem OMON (Specjalne Oddziały Policyjne), dłoni w grubych, skórzanych rękawicach. Kto upadnie, ten dostanie w dwójnasób; chłopak w kraciastej koszuli krwawi, ma złamany nos. Innemu naderwano ucho, jeszcze innemu złamano palec..

Pozostało jeszcze 93% artykułu
Opinie polityczno - społeczne
Jędrzej Bielecki: Po spotkaniu z Zełenskim w Rzymie. Donald Trump wini teraz Putina
Opinie polityczno - społeczne
Hobby horsing na 1000-lecie koronacji Chrobrego. Państwo konia na patyku
felietony
Życzenia na dzień powszedni
Opinie polityczno - społeczne
Światowe Dni Młodzieży były plastrem na tęsknotę za Janem Pawłem II
Materiał Promocyjny
Jak Meta dba o bezpieczeństwo wyborów w Polsce?
Opinie polityczno - społeczne
Co nam mówi Wielkanoc 2025? Przyszłość bez wojen jest możliwa