Dla mieszkańców Europy Środkowo-Wschodniej, zwłaszcza za czasów komunistycznego reżimu, zachodnie struktury europejskie były marzeniem. Marzeniem o wolności, swobodzie, wolnej gospodarce, prawie do tego, by w swoim kraju, mieście, w swojej organizacji robić to, co my, Polacy, Węgrzy, Czesi, uważamy za słuszne, a nie to, co uważają władcy w moskiewskiej centrali czy domu partii.
Marzyliśmy o wolnym świecie, ceniącym różnorodność, szanującym różne tradycje.
To marzenie o wolności się ziściło. Obaliliśmy komunizm, żyjemy w wolnych krajach, a po latach starań wstąpiliśmy do wymarzonego klubu wolnych, demokratycznych, zamożnych państw. Zostaliśmy członkami prawdopodobnie jednego z najlepszych projektów politycznych w historii świata – Unii Europejskiej.
Stara Europa, leniwa i znudzona, podąża za coraz bardziej chorymi modami i trendami, które ją osłabiają
W imieniu Węgrów
Projekt jest świetny, ale – co wiedzą wszyscy – przechodzi kryzys. Gospodarczy, polityczny i duchowy. Im dłużej mój kraj należy do Unii, tym bardziej się cieszę, że do niej trafiliśmy, ale bardzo się też martwię, jak bardzo dziś ten projekt niedomaga. Jak bardzo odrywa się od swoich korzeni.
Przez ostanie dwa lata uważnie przyglądałem się temu, co się dzieje na Węgrzech, jakich zmian próbuje dokonać rząd w Budapeszcie i jak na to reaguje Europa. Nie dziwi mnie, że wielu polityków z innych państw ma inny pogląd na różne sprawy niż premier Viktor Orbán i jego partia. Nie dziwi mnie, że lewicowe elity niechętnie reagują na to, co się dzieje w Budapeszcie. Ale nie mogę pojąć, dlaczego Europa próbuje wszelkimi siłami zablokować zmiany, które przeprowadza we własnym kraju demokratycznie wybrany rząd.
Greckie słowo „demokratia” pochodzi od słowa „demos” – lud i „kratos” – władza. Demokracja polega na sprawowaniu władzy w imieniu większości ludzi, którzy zdecydowali, by tej czy innej osobie lub ugrupowaniu powierzyć władzę. Węgrzy zdecydowali w 2010 roku, by tę władzę powierzyć partii Viktora Orbána, tak samo jak cztery lata wcześniej demokratycznie zdecydowali, by oddać ją partii Ferenca Gyurcsánya.
Jasno powiedzieli, jakich chcą rządów, jakiej konstytucji, jakich podatków itp. I Orbán robi to, czego chcą od niego obywatele.