Z Kuroniem wypił bruderszaft czajem, a Zbigniewowi Ziobro pomógł znaleźć działkę pod dom w Radwanowicach. Jak pisze, seminaryjny rok Stanisława Dziwisza uznawano za „mafijny", bo sporo kleryków zostało potem prałatami czy biskupami, choć niczym się nie wyróżniali. Nowa książka ks. Tadeusza Isakowicza-Zaleskiego podniesie ciśnienie wielu jej bohaterom.
W „Personalniku subiektywnym", który właśnie trafia do księgarń, nie ma materiałów lustracyjnych ani sensacyjnych odkryć. To rodzaj alfabetu autora, poświęconego ludziom, z którymi zetknął się w trakcie kapłańskiej posługi i pracy z niepełnosprawnymi. Tych osób, o jakich wspomina, jest ok. 300. Niełatwo zliczyć je „co do sztuki", bo część notek dotyczy całych rodów. Wcześniej byli „Ludzie dobrzy jak chleb", wydani w 2010 roku, opowiadający o osobach związanych z Fundacją św. Brata Alberta w Radwanowicach, którą ksiądz Isakowicz-Zaleski prowadzi i ze środowiskiem niepełnosprawnych.
Choć „Personalnik" nie jest zestawem cenzurek wystawionych znanym i popularnym postaciom, oceny autora, ferowane na podstawie wydarzeń, w których uczestniczył, nie pozostawiają czytelnika obojętnym. Gdy ksiądz Isakowicz-Zaleski pisał „Księży wobec bezpieki", kardynał Józef Glemp uznał go za „nadUbowca, tropiącego księży po całej Polsce po to, żeby umieścić ich w swojej książce" (potem za tę wypowiedź przeprosił). Niektórzy z opisanych w „Personalniku" także nie ucieszą się z tej publikacji.
- Moje uwagi nie mają nic wspólnego z polityczną poprawnością – mówi ks. Isakowicz-Zaleski. Mimo to niektóre z notek „konsultował" ze znajomymi. Zapewnia jednak, że – po ich uwagach - poprawiał tylko ewentualne błędy dotyczące dat czy miejsc wydarzeń. Ocen nie zmieniał. – Tylko co do krytyki polityków nie miałem oporów – twierdzi. Ta dotyka też ważnych hierarchów polskiego Kościoła.
„Kardynał powinien odejść"
Przypominanie pozornie błahych wydarzeń, które po latach mówią czasem o ludziach więcej niż ich oficjalne życiorysy, jest tyleż cenne co ryzykowne. Zwłaszcza, gdy ktoś – tak jak ks. Isakowicz-Zaleski - nie owija uwag w bawełnę. Nie ma dla niego „nietykalnych", toteż nawet lubianemu kardynałowi Franciszkowi Macharskiemu, od lat związanemu z Radwanowicami, wytyka żartobliwie, że jego zawiłe kazania wymagały – w odbiorze kleryków - tłumaczeń „na ludzki język". A SB – jak wynika z dokumentów w IPN - zrezygnowała ze skrupulatnego spisywania publicznych wypowiedzi hierarchy, „dochodząc zapewne do wniosku, że ich szkodliwość dla systemu nie może być zbyt duża, skoro i tak nikt ich nie rozumie".