Szkolnictwo wyższe i nauka w Polsce są permanentnie chore i niewydolne. Reformy szkolnictwa wyższego i PAN wprowadzone przez byłą minister nauki i szkolnictwa wyższego prof. Barbarę Kudrycką, które miały być antidotum na ten stan, niewiele tutaj pomagają. W niedawnym wywiadzie udzielonym „Gazecie Wyborczej" prof. Maciej Żylicz, doradca naukowy prezydenta RP i prezes Fundacji dla Nauki Polskiej, w delikatny sposób obnażył znarowienia panujące w polskich uczelniach i instytutach, które są odpowiedzialne za spowolnienie postępu naukowego, powiększanie się dziury pokoleniowej w nauce i nieefektywnego wydawania, wręcz marnotrawienia, przyznanych środków finansowych na szkolnictwo wyższe i naukę.
Reformy do kosza
Profesor Żylicz nie może sobie pozwolić na otwartą i szczerą do bólu krytykę kolegów i koleżanek z prezydium PAN, ze zgromadzenia PAN, kolegów rektorów z najlepszych polskich uczelni oraz ministrów w MNiSW. Ja natomiast jestem w innej sytuacji i mogę sobie pozwolić na więcej. Dlatego uzupełnię przedstawioną diagnozę o przemilczane fakty oraz, co najważniejsze, zaproponuję systemową terapię szokową.
To prawda, że młodzi naukowcy mają mierne szanse, aby się przebić, bo obecny system w państwowych uczelniach i instytutach jest, kolokwialnie rzecz ujmując, zatkany. Archaiczny system finansowania i realizowania kariery naukowo-dydaktycznej (mgr, dr, dr hab., prof.) prawnie usankcjonowany „nową" ustawą o szkolnictwie wyższym wręcz uniemożliwia i blokuje zatrudnianie młodej kadry naukowej.
Czas rozwoju do samodzielnej pozycji naukowej w Polsce jest nadmiernie wydłużony (średnio dwa razy dłuższy niż na Zachodzie) i wymaga uzyskania dwóch stopni naukowych, doktora i doktora habilitowanego (na Zachodzie tylko stopnia doktora). Ponadto uczelnie po prostu nie mają przyznawanych środków na nowe, stricte naukowe etaty, to jak mają je finansować? Resort nauki i szkolnictwa wyższego rozlicza uczelnie przede wszystkim za dydaktykę. Jak to zmienić?
Trzeba uderzyć się w pierś i przyznać, że „reformy" dotyczące szkolnictwa wyższego czy PAN, wprowadzone w ostatnich latach przez panią minister Barbarę Kudrycką, można wyrzucić do kosza, bo nie działają, wręcz szkodzą rozwojowi i konkurencyjności naszego szkolnictwa wyższego. Obecne zasady finansowania uczelni niewiele się zmieniły od czasów PRL. Nadal na życzenie obecnego establishmentu akademickiego i naukowego ponad 70 proc. środków finansowych przyznawanych na poszczególne uczelnie czy na instytuty PAN jest opartych na zasadach odziedziczonych z PRL.