W każdym razie wolałbym 4:1 dla naszych. I od razu ogłaszam, że pierwszych dziesięciu Czytelników, którzy dziś, we wtorek 14 października 2014 do godziny 20:00, przyślą na mój prywatny adres (remuszko@gmail.com) trafny ostateczny bramkowy wynik tego meczu – dostanie ode mnie wielką (220 g) tabliczkę mojej ulubionej wedlowskiej czekolady z całymi orzechami. Jest to przyrzeczenie publiczne w rozumieniu KC, czyli Kodeksu Cywilnego (nie mylić z Komitetem Centralnym). Klamka zapadła, słowo się rzekło, kobyłka u płota. Nadesłane typowania postaram się podać w komentarzach, przed pierwszym gwizdkiem...
Podczas niedawnych brazylijskich mistrzostw świata Zbigniew Boniek powiedział, że w żadnej innej popularnej piłkarskiej dyscyplinie sportowej tak wiele nie zależy od przypadku jak w futbolu. Jeśli Boniek ma rację, to dlaczego tak jest?
Może chodzi o liczbę zawodników? W koszykówce gra pięciu na pięciu, w siatkówce sześciu na sześciu, w piłce ręcznej siedmiu na siedmiu, w nożnej zaś – jedenastu na jedenastu. Niby jedenastu graczom łatwiej się gdzieś pomylić niż graczom pięciu. Ale wszyscy mają przecież cel jeden i – co do idei – taki sam (gol, kosz, boisko).
Może chodzi o wielkość pola gry? Rozmiary boisk futbolowych to prawie hektar (około sto na około siedemdziesiąt metrów), podczas gdy w kosza i w siatę, czy w szczypiorniaka gra się z reguły na powierzchni plus minus dziesięć razy mniejszej. Niewątpliwie łatwiej jest celnie podać i odebrać piłkę, gdy zawodnicy są bliżej siebie.
Może chodzi o samą piłkę? Różnice materiałowe i konstrukcja są pewnie znaczne dla zawodowców, lecz, na oko kibica, zwłaszcza kibica siedzącego na trybunach czy przed telewizorem, są to te same bryły geometryczne (kule), tyle że o nieco innych rozmiarach, wyglądzie i ciężarze. Da się pomyśleć, przynajmniej na podwórku, mecz w nogę rozgrywany piłką do siaty.