Proces liczenia głosów po wyborach samorządowych niepokojąco przypomina scenę z filmu „Miś". Jak tłumaczy Stanisławowi Paluchowi inkasent, niegdyś spisywanie liczników energii wymagało pewnych umiejętności. Od kiedy jednak w centrali zainstalowano komputer, wszystko jest łatwiejsze: „Może pan pisać, co tylko pan chce, to nie ma żadnego znaczenia. On się i tak zawsze pomyli przy dodawaniu".
Bałagan związany z ogłaszaniem wyników wyborów nie jest bez znaczenia, ponieważ negatywnie wpływa na ocenę jakości funkcjonowania państwa. Strach też pomyśleć, co by się stało, gdyby oficjalne wyniki przechyliły szalę zwycięstwa na korzyść PO. Ale zanim przepadniemy w chaosie partyjnych awantur, do czego można łatwo sprowadzić całe wydarzenie, warto się wymknąć zwyczajowej logice naszych sporów i zwrócić uwagę na coś innego – istotę tych wyborów samorządowych.
Z punktu widzenia demokracji lokalnej rozmowa o zwycięstwie jakiejś partii w skali kraju jest nieporozumieniem. Dlatego nie wolno nam pozwolić zawłaszczyć dyskusji o wyborach partyjnym bojówkarzom. Oni chcieliby, aby wszystko zostało po staremu – wykorzystywanie bieżących potknięć instytucji państwowych do walki na slogany jest dla nich solą działalności parlamentarnej. Tymczasem zmieniający się sposób mówienia o polityce miejskiej zwiastuje nadchodzącą w naszym życiu publicznym odnowę, którą powinniśmy wesprzeć.
Rozliczanie z moralności
Ogłoszenie przez Donalda Tuska końca wielkich projektów reformatorskich miało dać Polakom odetchnąć. W praktyce ogołociło politykę z treści, cofając ją do epoki przednowoczesnej. W następstwie tego regresu jedyną poważną sprawą okupującą sferę publiczną okazała się religia. Rzeczywiste i pozorowane spory państwa z Kościołem zastąpiły rywalizację między odmiennymi rozwiązaniami instytucjonalnymi. Było to wygodne zarówno dla PO, jak i PiS, ponieważ obie partie mogły się dzięki temu zająć wzajemnym rozliczaniem z moralności i skoncentrowaniem uwagi na sporach, których nikt nie zamierza na poważnie rozwiązać – między innymi dlatego, że są nierozwiązywalne.
Ogłoszenie przez Donalda Tuska końca wielkich projektów reformatorskich ogołociło politykę z treści