Polska z nadzieją obserwowała odradzanie się Białorusi, widząc w niej pożądanego partnera, państwo o zbieżnych interesach w regionie. Sprzyjała temu procesowi i słowem, i czynem, o czym świadczą m.in. polskie deklaracje z tego okresu, dość wczesne uznanie suwerenności państwowej Białorusi (27 grudnia 1991 r.) i nawiązanie z nią stosunków dyplomatycznych (2 marca 1992 r.), intensywna wymiana wizyt na wysokim szczeblu oraz podpisanie całego pakietu umów (na czele z traktatem o dobrym sąsiedztwie i przyjaznej współpracy z czerwca 1992 r.), które stanowią obecnie podstawę prawną stosunków dwustronnych.
Pozytywna dynamika wzajemnych stosunków zaczęła się zmieniać wraz z dojściem do władzy Aleksandra Łukaszenki. I wynikało to bynajmniej nie z polskiej niechęci do nowego białoruskiego lidera, lecz z celów jego polityki skierowanej na umocnienie za wszelką cenę osobistej władzy i „wyciągnięcie” maksymalnych korzyści z propagowania haseł integracji z Rosją.
Skandal dyplomatyczny
Początkowo reakcja Warszawy na prowokacyjne zachowania prezydenta Białorusi była dość powściągliwa, podyktowana troską o podtrzymanie dobrosąsiedzkich stosunków. Najpewniej tym kierował się Aleksander Kwaśniewski, godząc się na spotkanie z Łukaszenką 30 marca 1996 r. w sławetnych Wiskulach w Puszczy Białowieskiej. Rozmowy obu prezydentów musiały przebiegać w miłej atmosferze, o czym świadczy wychwycone przez media zachowanie prezydenta RP, który po ich zakończeniu próbował wsiadać do swojej limuzyny od strony bagażnika. Nie wydaje się jednak, aby dobra atmosfera rozmów choć w małej części wpłynęła na polityczne plany Łukaszenki i jego zachowanie. Sam Kwaśniewski miał po tym spotkaniu na tyle dużego kaca, że nie palił się do kolejnych biesiad, a i wypowiadał się o swoim białoruskim koledze z większą dozą krytycyzmu.
Łukaszenko nie ustawał w wysiłkach, aby dostarczyć kolejnych powodów do krytyki. Trudno było bowiem nie zauważyć, iż białoruska konstytucja została zmieniona w sposób urągający wszelkim normom prawa, w ten sam sposób postąpiono, rozpędzając parlament, na Białorusi zaczęli znikać niewygodni dla władzy politycy opozycji, a głosowania zaczęły coraz bardziej przypominać sowiecki wzorzec. Trudno było zignorować skandal dyplomatyczny, kiedy to ambasadorzy wielu państw zostali wygnani ze swoich rezydencji w Drozdach. Trudno było nie usłyszeć tego, co białoruski lider miał do powiedzenia na temat demokracji, praw człowieka, NATO (i członkostwa Polski w tej organizacji), USA czy wydarzeń na Bałkanach. Coraz częściej zaczęło się pojawiać pytanie o wiarygodność Łukaszenki jako partnera w polityce. Większość testów na wiarygodność białoruski lider oblewał, co prowadziło do coraz większej jego izolacji poza obszarem byłego ZSRR.
Spotkanie Kwaśniewski–Łukaszenko przez wiele lat pozostawało ostatnim na tym poziomie, a jego zakończenie nabrało symbolicznego znaczenia. Nie znaczy to wcale, że nie było żadnych kontaktów między politykami obu państw. Były, i to na wysokim szczeblu. W październiku 2003 r. w związku z 60. rocznicą bitwy pod Lenino wizytę na Białorusi złożył ówczesny premier polskiego rządu Leszek Miller. Szef MSZ Włodzimierz Cimoszewicz kilkakrotnie przy różnych okazjach spotykał się ze swoim białoruskim odpowiednikiem (m.in. w lutym 2004 r. w Białowieży). Co ciekawe, polscy politycy zazwyczaj z dużą sympatią wspominają swoich białoruskich rozmówców i serdeczną atmosferę spotkań. Ocena wypada gorzej, jeżeli spytać o konkretne ustalenia, szczególnie w niewygodnych dla strony białoruskiej kwestiach.