Kiedy latem 1997 roku był dopinany program „przełomowej" reformy ubezpieczeń emerytalnych, Jerzy Hausner (ówczesny pełnomocnik rządu) mówił na posiedzeniu Rady Strategii Społeczno-Gospodarczej przy Radzie Ministrów: „dzisiaj reforma ubezpieczeń (...) jest dojrzała w sensie społecznym. (...) Poza jednym klubem parlamentarnym wszystkie wypowiedziały się generalnie za podjęciem pracy nad tymi projektami. (...) mnie oraz moim współpracownikom towarzyszy poczucie odpowiedzialności historycznej".
Zarzut populizmu
W rzeczy samej, w kręgach eksperckich oraz w świecie polityki bardzo niewielu miało istotne wątpliwości. Sceptycy uzyskali status dysydentów, a reforma została podjęta i zrealizowana „ponad podziałami". Jednak konsensus miał w istocie ideologiczny tylko charakter i opierał się na neoliberalnym przekonaniu, że skoro reforma prywatyzuje znaczną część ubezpieczeń, to musi być dobra.
Po wprowadzeniu zmian stopniowo narastał sceptycyzm. Ci sami neoliberalnie zorientowani politycy (z wicepremierem Jackiem Rostowskim na czele) dokonali demontażu nowego systemu. Nie polegał on tylko na tym, że prawie w całości zlikwidowany został filar kapitałowy. Zasadniczo przewartościowano kwestię stosunku do wieku emerytalnego. Ignorując jedną z fundamentalnych przesłanek reformy uznano, że pracownicy, podejmując decyzję o przejściu na emeryturę, nie będą się kierować indywidualną kalkulacją i – mimo że dłuższa praca pozwala uzyskać bardzo duży przyrost świadczenia – będą masowo, w pierwszym możliwym terminie, porzucać pracę.
Radykalne wydłużenie wieku emerytalnego zostało przedstawione jako działanie... w interesie emerytów, których trzeba chronić przed nimi samymi. Dodatkowo przyjęto, że brak przymusu dłuższej pracy wywoła generalny niedobór pracowników, co oczywiście przyniesie gospodarce stagnację. Obecnie – w kontekście propozycji cofnięcia decyzji o wydłużeniu wieku emerytalnego – podnoszony jest również argument o rujnujących następstwach tej zmiany dla budżetu.
Tak jak swego czasu zwolennicy „reformy przełomowej", tak obecnie zwolennicy utrzymania wydłużonego wieku emerytalnego (to często ci sami ludzie) prezentują niezachwianą pewność swoich racji i skłonni są lekceważąco traktować zwolenników innego punktu widzenia, najchętniej przypinając im łatkę populizmu. W skrajnej postaci zamanifestował to swego czasu Donald Tusk przy okazji składania wniosku o referendum w sprawie wieku emerytalnego. Powiedział do szefa „Solidarności", która na poparciu wniosku zgromadziła 2 miliony podpisów: każdy pętak potrafi...