Tomasz Terlikowski proponuje w „Plusie Minusie" poszerzenie pola dyskusji o aborcji. Słusznie. Debata, która ma miejsce u nas, to raczej rozmowy głuchych, a argumenty szybko zmieniają się w zwykłe oskarżenia. Brak też na ogół głębszego wymiaru psychologicznego, moralnego i społecznego.
Z Tomaszem Terlikowskim zgadzam się w jednym: płód, embrion nie stał się jeszcze człowiekiem, ale oczywiście jest objęty pojęciem ludzkiego życia. To jest nienarodzony człowiek i wymaga szacunku i ochrony. Takie przekonanie było od początku – od tradycji pierwszych gmin chrześcijańskich. Wartość ludzkiego życia powinna przeważać nad prawnymi argumentami, że np. poprzez ciało jest to własność matki czy po prostu jest to część jej tkanki genetycznej, a więc może nim dysponować.
Zupełnie inaczej ma się jednak sytuacja z prawem kobiet do urodzenia i do powstrzymania się od urodzenia dziecka. Przez długie tysiąclecia panował pogląd, że urodzenie dziecka jest biologicznym prawem natury, choć nieraz się przeciw temu buntowano. Dziś, czy się to komuś podoba czy nie, staliśmy się bardziej panami naszego losu. Przedtem żyliśmy często na pograniczu przetrwania, stąd poddawaliśmy się uwarunkowaniom biologicznym. Od ponad dwustu lat sytuacja zaczęła się raptownie zmieniać. Demograf Alfred Sauvy stwierdził nawet, że zmniejszanie się dzietności było największą zmianą w dziejach człowieka i w doli ludzkiej. Zmianą tak głęboką, że można w oparciu o nią formować przekonanie, iż kobiety (rodzice?) mają prawo decydować o tym, czy urodzić czy nie urodzić dziecka. I w naszej cywilizacji to przekonanie zwycięża, wypierając dotychczasowy szacunek dla praw biologicznych, w ramach których szanowano również wolę Boga. Poważnym wyłomem w dotychczasowym myśleniu były długotrwałe prace teologów katolickich. W połowie XIX wieku doszli oni do wniosku, że unikanie zapłodnienia w dni niepłodne przez małżonków jest moralnie akceptowane.
To właśnie ta egzystencjalna zmiana powoduje – również w naszym społeczeństwie – że sprawa decyzji o urodzeniu dziecka przestaje być problemem prawnym, a staje się przede wszystkim problemem egzystencjalno-moralnym każdej rodziny. Wielu katolików, a także niekatolików przywiązanych do tradycyjnego myślenia odrzuca możliwość, by urodzenie lub nieurodzenie dziecka było wyborem matki (rodziców). Przywiązanie do dawnego poczucia sacrum w tym zakresie bywa silne, jednakże ustępuje już wyraźnie wobec zupełnie nowych warunków ludzkiej kondycji, a także innej pozycji dziecka, którego urodzenie jest dziś w pewnym zakresie większym wyzwaniem niż dawniej.
Mimo to rozpaczliwy konserwatyzm utrzymuje absurdalny system prawny w Polsce, który ma chronić życie nienarodzonych przy wykorzystaniu prawa karnego. Ani u nas, ani nigdzie indziej nie chroni on jednak i nie jest w stanie chronić życia nienarodzonych, bo jest po prostu sprzeczny z ludzką kondycją. Święty Tomasz powiedziałby, że sprzeczny z prawem naturalnym, które trzeba umieć rozpoznawać w zmiennej ludzkiej kondycji. Nie jest prawdą, że polskie prawo chroni życie nienarodzonych dzieci. To mącenie ludziom w głowach. Jeżeli bowiem chroni, to tylko w bardzo niewielkim stopniu.