Komisja Europejska (KE) ogłosiła pakiet pomocowy mający na celu zwalczenie skutków pandemią koronawirusa. Jego całkowita wartość opiewa na 750 mld euro, z czego 500 mld ma być w postaci dotacji, a 250 mld euro – pożyczek. Bliższa analiza tego programu wykazuje, że ma on niesłychanie ograniczony charakter. Po pierwsze, rzeczywisty rozmiar subwencji wynosi zaledwie odrobinę ponad 300 mld euro. Kwota 500 mld, którą operuje przewodnicząca KE, a za nią praktycznie wszystkie media, jest wartością brutto, podczas gdy pieniądze nie rosną na drzewach, nawet w tak wspaniałym tworze jak UE. Każde euro dotacji musi pochodzić od jakiegoś płatnika, zaś w ramach tej propozycji, z wyjątkiem Luksemburga, każdy biorca jest jednocześnie dawcą.
Przejdźmy zatem od razu do wartości netto. W wartościach bezwzględnych najwięcej pieniędzy (netto) wpłynie do Hiszpanii (82,2 mld euro), potem Włoch (56,7 mld euro), Polski (36,0 mld euro) i Grecji (33,4 mld euro). Powyższe dane wskazują na to, że głównym celem tego programu jest ratowanie strefy euro, w szczególności Hiszpanii i Włoch. Te dwa kraje otrzymają około 46 proc. wszystkich dotacji netto. Natomiast, Polska ma otrzymać netto 36,0 mld euro, a nie 64,5 mld, bo oczekuje się od nas wkładu w wysokości 28,5 mld euro.
Oczekiwane korzyści maleją w istotny sposób, jeśli się weźmie po uwagę kilka innych faktów. Po pierwsze, pozyskiwanie funduszów ma być rozciągnięte w czasie: po jednej czwartej rocznie w latach 2021-2024.
Po drugie, to nie będą pieniądze, które będzie można wydać w dowolny sposób, KE z góry określa cele – zielony ład i cyfryzacja. KE szacuje „niedostateczny poziom inwestycji” w tych sektorach w dwu najbliższych latach na 1,2 bln euro, zatem w samej rzeczy ogłoszony program ma niewiele wspólnego z ratowaniem UE przed skutkami kryzysu, a bardzo dużo z priorytetami klimatycznymi. Przystanie na propozycję z 27 maja byłoby zatem równoznaczne z dalszym wyzbywaniem się suwerenności gospodarczej na rzecz Brukseli, bo coraz więcej pieniędzy będzie przechodzić przez „centralę”.
Po trzecie, pożytki z owych 300 mld euro dotacji netto i 250 mld euro pożyczek będą w wielkim stopniu zależeć od tego, czy pieniądze te będą wydane na towary i usługi wytwarzane w danym kraju, czy też importowane. Jeśli importowane, to w rzeczy samej korzyści będą głównie przypadać tym krajom, które te towary i usługi produkują, a nie krajom, do których wpłyną te subwencje i które zaciągną pożyczki za pośrednictwem KE.