Odnawialne linie na akredytywy

Małe firmy mogą napotkać pewne ograniczenia w korzystaniu z instrumentów finansowania handlu. Duże mają zdecydowanie większy wybór

Publikacja: 16.04.2012 00:35

Akredytywą lub gwarancjami bankowymi można zabezpieczyć każdy kontrakt handlowy, nawet gdy jego wartość jest niewielka. Konstrukcja tych produktów nie nakłada żadnych ograniczeń kwotowych. Tego typu bariery mogą natomiast wynikać z polityki banku. To od jego decyzji zależy, czy dany produkt będzie oferowany wszystkim przedsiębiorcom, czy tylko tym, którzy realizują obroty powyżej określonego progu lub którzy posiadają bardziej zaawansowany typ rachunku bieżącego.

Choć nie ma formalnych ograniczeń kwoty kontraktu, nie można zapominać o zdroworozsądkowym minimum opłacalności. W przypadku bardzo drobnej transakcji koszty zabezpieczenia mogą być wręcz zbliżone do kwoty całego  kontraktu. Wtedy sięganie po zabezpieczenia nie ma sensu. Z drugiej strony im większe obroty realizuje przedsiębiorca, tym korzystniejsze stawki jest w stanie wynegocjować w banku. Wraz z kwotą transakcji rośnie także związane z nią ryzyko, a więc także potrzeba sięgnięcia po instrumenty zabezpieczające.

Ciekawym rozwiązaniem dla firm dokonujących regularnych transakcji z tymi samymi kontrahentami są odnawialne linie na akredytywy czy gwarancje. Ich wykorzystanie następuje w formie kolejno otwieranych akredytyw czy gwarancji, zabezpieczających kolejne dostawy i płatności. Wtedy bank nie przeprowadza pełnego procesu decyzyjnego dla każdej transakcji z osobna. Dzięki temu przedsiębiorca może bardzo szybko ustanawiać zabezpieczenia. Tego typu produkty są dostępne np. w Banku Millennium.

– Niezależnie od skali obrotów przedsiębiorstwa, nasi specjaliści z zakresu finansowania handlu będą w stanie zaproponować najodpowiedniejszą dla danej działalności formę zabezpieczenia rozliczeń – zapewnia Michał Wójcik z Banku Millennium.

Michał Wójcik kierujący wydziałem finansowania handlu w Banku Millennium

Z naszych analiz wynika, że w 2011 r. tylko 1 proc. eksportu i importu zabezpieczono przez akredytywy dokumentowe, obsługiwane przez czołowe banki w Polsce. Nawet jeśli drugie tyle transakcji rozliczone zostało przy użyciu inkasa dokumentowego, to i tak większość handlu zagranicznego oparta jest na płatnościach w tzw. rachunku otwartym. W obliczu perturbacji na rynkach światowych niezabezpieczanie kontraktów nawet z zaufanymi partnerami może przynieść straty. Koszty zabezpieczenia są niewspółmierne do potencjalnych strat. Co ważne, wykorzystanie instrumentów zabezpieczających umożliwia przedsiębiorcom negocjowanie korzystniejszych warunków dostaw i płatności. Pozwala to firmom zwiększyć rentowność i poprawić pozycję konkurencyjną.

Akredytywą lub gwarancjami bankowymi można zabezpieczyć każdy kontrakt handlowy, nawet gdy jego wartość jest niewielka. Konstrukcja tych produktów nie nakłada żadnych ograniczeń kwotowych. Tego typu bariery mogą natomiast wynikać z polityki banku. To od jego decyzji zależy, czy dany produkt będzie oferowany wszystkim przedsiębiorcom, czy tylko tym, którzy realizują obroty powyżej określonego progu lub którzy posiadają bardziej zaawansowany typ rachunku bieżącego.

Choć nie ma formalnych ograniczeń kwoty kontraktu, nie można zapominać o zdroworozsądkowym minimum opłacalności. W przypadku bardzo drobnej transakcji koszty zabezpieczenia mogą być wręcz zbliżone do kwoty całego  kontraktu. Wtedy sięganie po zabezpieczenia nie ma sensu. Z drugiej strony im większe obroty realizuje przedsiębiorca, tym korzystniejsze stawki jest w stanie wynegocjować w banku. Wraz z kwotą transakcji rośnie także związane z nią ryzyko, a więc także potrzeba sięgnięcia po instrumenty zabezpieczające.

Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację