Kręta droga do łupkowego sukcesu

Zamiast dyrektywy o łupkach będą rekomendacje Komisji Europejskiej. Będą wymagały dużych zmian ?w polskim prawie. Mamy na ich przeprowadzenie ledwo sześć miesięcy – ostrzega europoseł PiS.

Publikacja: 28.01.2014 10:38

Red

Rekomendacje Komisji Europejskiej w sprawie wydobycia gazu łupkowego wywołały lawinę komentarzy, w których poczucie ulgi mieszało się z nastrojem zwycięstwa. Przyszłość branży łupkowej jest strategicznie ważna dla naszej części Europy. Z drugiej strony przewrażliwienie UE na tle ochrony środowiska jest źródłem uzasadnionego niepokoju o rentowność tej branży w Europie.

W Komisji Europejskiej przez ponad dwa lata trwał spór o to, jak dalece ingerować w rozwój łupków na kontynencie. Oprócz czasem szczerej środowiskowej wrażliwości był to efekt lobbingu tych firm, które nie są zainteresowane nowym gazem na europejskim rynku, oraz tych, które wciąż widzą w nim głównego konkurenta w walce o udział w rynku energetycznym.

Czynnikiem, który przechylił szalę na korzyść branży łupkowej, był spór o kształt dyrektywy o ocenie oddziaływania środowiskowego (OOŚ). Parlament Europejski wprowadził do rewizji tej dyrektywy poprawki nakazujące sporządzanie OOŚ nie tylko dla fazy produkcyjnej, ale i poszukiwawczej gazu łupkowego. To przyspieszyło konfrontację między państwami członkowskimi. Opozycja wobec jakichkolwiek regulacji łupkowych znalazła się w oficjalnym memorandum rządu brytyjskiego nt. deregulacji prawa europejskiego („Cut EU red tape"). W grudniu 2013 r. premier Cameron zdecydował się na ostry list do przewodniczącego Barroso w tej sprawie. Szybko okazało się, że opozycja Wielkiej Brytanii i państw Grupy Wyszehradzkiej jest na tyle silna, że dyrektywy OOŚ w kształcie proponowanym przez Parlament Europejski nie uda się przyjąć. Wtedy także Komisja uznała, że trzeba zawiesić próby zaostrzenia regulacji dla łupków.

Stało się tak nie dzięki, a wbrew kompromisom zawieranym w Parlamencie. Większość parlamentarna – ostatnio skutecznie przez nas osłabiona – dwukrotnie domagała się zaostrzenia przepisów dla łupków, którego skutkiem byłoby praktyczne zamknięcie tej branży w Europie. Postulaty wprowadzenia obowiązkowej oceny oddziaływania na środowisko dla fazy poszukiwawczej gazu łupkowego znalazły się w tzw. raporcie europosła Bogusława Sonika (wbrew sprawozdawcy), jak i w stanowisku PE wobec nowelizacji dyrektywy o OOŚ. To Rada przełamała upór Parlamentu.

Spójne i jednoznaczne gwarancje dla środowiska naturalnego są pożądane z punktu widzenia interesu publicznego i wiarygodności samych inwestycji łupkowych. W UE panują pod tym względem najwyższe normy. Dalsze ich zaostrzanie byłoby działaniem na polityczne zamówienie.

To oczywiście bardzo dobrze, że KE zdecydowała się ogłosić jedynie rekomendacje. Jednak wniosek, że sprawę łupków udało się zamknąć po naszej myśli, byłby zdecydowanie przedwczesny.

Rekomendacje Komisji są wymagające. Mamy ustalić minimalne odległości takich inwestycji od skupisk ludzkich oraz minimalny odstęp głębokości wierceń od poziomu dna wód gruntowych. Oczekuje się niejasnych gwarancji rozdzielenia organów regulacyjnych od instytucji odpowiedzialnych za fiskalną stronę inwestycji. Czy nasze służby geologiczne, których szefem jest wiceminister środowiska, spełniają te oczekiwania? KE oczekuje sporządzania studium bioróżnorodności oraz formalnych ocen ryzyka przed rozpoczęciem prac. To znaczące obciążenia administracyjne dla inwestorów.

Przy ustalaniu najlepszych praktyk oraz w ocenie ryzyka Komisja oczekuje udziału organizacji ekologicznych. Czy oznacza to jedynie status konsultacyjny, czy także zdolność do zaskarżania podejmowanych decyzji przed sądami? Mamy tu sporo niejasnych sformułowań. Bardzo wiele zależy od interpretacji samej Komisji.

Jedno jest pewne. Jej rekomendacje będą wymagały istotnych zmian w polskim prawie. Mamy na ich przeprowadzenie zaledwie sześć miesięcy. Biorąc pod uwagę dotychczasową niezdolność polskiego rządu do przeprowadzenia koniecznych zmian regulacyjnych dla tej branży, obawy o powodzenie tej operacji są bardzo uzasadnione.

W tym świetle końcowa klauzula rewizyjna staje się naprawdę groźna. KE deklaruje, że za 18 miesięcy oceni stan wdrożenia rekomendacji i podejmie decyzję co do potrzeby opracowania ujednoliconych i prawnie wiążących przepisów dotyczących poszukiwania i wydobycia węglowodorów przy użyciu szczelinowania hydraulicznego. Ta klauzula otwiera szeroko drzwi dla działań legislacyjnych UE już w 2015 r. Będzie to już nowa Komisja i nowy Parlament.

Niepokojący jest też polityczny kontekst ogłoszenia rekomendacji – razem z nowym pakietem klimatycznym. W międzynarodowej prasie anonimowi przedstawiciele KE powtarzają w kółko, że to prezent dla Polski, od której spodziewają się teraz przyjęcia projektu zaostrzenia polityki klimatycznej (m.in. docelowo 40-proc. redukcji CO2). To jest prawdziwa negocjacyjna pułapka. Przez kolejne 18 miesięcy będziemy pod presją miarkowania krytyki pakietu. Urzędnicy Komisji muszą czym prędzej zrozumieć, że Polska odrzuca wiązanie tych transakcji. Brak inicjatywy legislacyjnej jest konsekwencją skutecznego zbudowania koalicji blokującej w Radzie Europejskiej, a nie dobrej czy złej woli KE. Droga do łupkowego sukcesu pozostaje kręta.

Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Apel do kandydatów na urząd prezydenta
Opinie Ekonomiczne
Anita Błaszczak: Czas na powojenne scenariusze dla Ukraińców
Opinie Ekonomiczne
Umowa koalicyjna w Niemczech to pomostowy kontrakt społeczny
Opinie Ekonomiczne
Donald Tusk kontra globalizacja – kampanijny chwyt czy nowy kierunek?
Opinie Ekonomiczne
Piotr Arak: Ewolucja protekcjonizmu od Obamy do Trumpa 2.0