Dodaje się przy tym, że będzie to epoka gwałtownych niepewności, tak jakby zjawiska gospodarcze i polityczne w „starej epoce” były bardziej przewidywalne i pewne.
Na czym w świetle wielkiej teorii ekonomii może polegać zmiana filozofii gospodarowania, której próbować będzie dokonywać ekipa gospodarcza Donalda Trumpa, w stosunku do tej, którą realizowali Demokraci Joe Bidena?
Etatyzm Joe Bidena
Polityka gospodarcza Joe Bidena wykorzystywała biliony dolarów wydatków państwowych, które miały modernizować Amerykę i oddalać od kryzysów, tak jak New Deal z lat 30. XX wieku. Ten wyraźny nowoczesny etatyzm gospodarczy miał być wzmacniany ambitnym programem kreowania konkurencji na rynku amerykańskim, pod którym podpisali się: sam Joe Biden, Kamala Harris i bardzo ambitna szefowa Federal Trade Commission Lina Kahn. Wielkiego sukcesu jednak nie osiągnięto, a co gorsza, jak pokazały ostatnie wybory prezydenckie, Amerykanie powiedzieli wyraźnie, że średnio im się to podobało.
Amerykanie dostrzegli związek wielkich wydatków państwowych, finansowanych wysokim deficytem budżetowym, ogromnym wzrostem długu państwowego do 130 proc. PKB i wysokim deficytem w handlu zagranicznym, z wysoką skumulowaną inflacją
Tak, jak wiadomo od dawna z teorii ekonomii, jedne wydatki i inwestycje państwa okazały się bardzo potrzebne i efektywne, inne bardzo nieporadnie próbowały zastępować przedsiębiorców i wysiłek gospodarstw domowych. Amerykanie wprawdzie nie musieli się konfrontować z makroekonomicznym wrogiem publicznym numer jeden jakim jest bezrobocie (4 proc., to de facto brak rąk do pracy), ale już praca i płaca ich tak bardzo nie cieszyły. Za miejsca pracy zapłacili stratą ponad jednej piątej siły nabywczej dolara, co okazało się bardziej bolesne niż potencjalne poszukiwanie pracy. Już rok temu zwróciła na to dobitnie uwagę w swoich badaniach znana francuska ekonomistka z Harvardu Stephanie Stantcheva i trafnie przewidziała przegraną Demokratów z powodu nadmiernej skumulowanej inflacji.