I jest z nim jak z kością słoniową czy wielorybim spermacetem. Mordowanie zwierząt trwało, bo na kość i spermacet byli chętnie. Winę ponosiły obie strony – to popyt nakręcał mordy, a zwierzęta ocalił jedynie całkowity zakaz polowań.
Europa „lunatykuje”, uzależniając się od rosyjskich nawozów
Podobnie jest z rosyjskimi nawozami. Handlują nimi nie tylko polskie firmy, ale firmy z całej Unii. Svein Tore Holsäter, dyrektor generalny norweskiego Yara International, jednego z największych na świecie producentów nawozów azotowych, podsumował, że Europa „lunatykuje”, uzależniając się od rosyjskich nawozów.
Czytaj więcej
1,3 mld zł zapłaciliśmy w tym roku Rosji za nawozy. Ich import bije rekordy, a Kreml go wspiera, bo to mu ułatwia zagospodarować gaz objęty sankcjami Zachodu. Polska buduje sojusz z Litwą, Łotwą i Estonią w walce o unijne cła importowe.
To lunatykowanie może przerwać jedynie zakaz importu. Nie liczę, że w tym biznesie istnieją takie wartości jak sumienie, przyzwoitość czy etyka. Wartość jest tutaj jedna – zysk. Ten zysk jest dla firmy handlującej nawozami, ale i dla kupujących je rolników. Czy obie strony mają świadomość, że wspierają wojnę Putina, jego mordy, grabieże, porwania dzieci, zniszczenia? Nawet jeżeli taka myśl się pojawia, to na krótko, bo naszych domów nie atakują rosyjskie rakiety.
Czy zakaz importu nawozów z Rosji i Białorusi jest konieczny
Dlatego zakaz importu nawozów z Rosji i Białorusi jest potrzebny od dawna. A polski rząd nie musi tutaj oglądać się na wciąż niezdecydowaną Brukselę. Może sam lub wspólnie z krajami bałtyckimi wpisać nawozy na listę sankcyjną, tak jak to w końcu zrobił z mocznikiem. To tylko kwestia nieulegania lobby, które głośnio krzyczy o kryzysie żywnościowym, pustych półkach, ciężkiej doli polskiego rolnika.