W legendarnej serii PiW „Biblioteka myśli współczesnej” ze znakiem nieskończoności ukazało się właśnie drugie wydanie znanego eseju francuskiego filozofa Alaina Finkielkrauta „Porażka myślenia”. To właściwy czas na tę publikację, bo teraz szczególnie wyraźnie widać, jak odchodzimy od racjonalności ku emocjom w polityce gospodarczej i społecznej.
Finkielkraut zwraca uwagę, że podobnie jak w okresie międzywojennym kult uniwersalnych wartości takich jak prawda, rozum, postęp cywilizacyjny, pragmatyzm są zastępowane przez wartości partykularne, przypisywane konkretnym zbiorowościom, najczęściej narodom z ich mitami założycielskimi, przesądami, uprzedzeniami, fobiami i ambicjami, czyli z całą ich emocjonalną nadbudową nad twardą strukturą realnych interesów. Partykularne emocje zaczynają dominować politykę, a z czasem dotykają gospodarki, a nawet codziennego życia obywateli.
Potwierdzają to prowadzone od kilkunastu lat w Akademii Leona Koźmińskiego badania nad wskaźnikiem rozwoju społeczno-gospodarczego Balanced Developement Index (BDI) dla 22 europejskich krajów członkowskich OECD, który prezentowaliśmy już na tych łamach. Dzisiaj skoncentrujemy się na zjawisku narastającej emocjonalności polityk społeczno-ekonomicznych.
Emocje rządzą
Z roku na rok zmniejsza się grupa krajów konsekwentnie realizujących długofalowe programy rozwoju społeczno-ekonomicznego dostosowane do możliwości gospodarek w dłuższym okresie i długofalowych wyzwań takich jak: bezpieczeństwo energetyczne, ochrona środowiska naturalnego, bezpieczeństwo żywnościowe, postęp technologiczny, harmonia społeczna itp. Są to programy racjonalne, oparte na realistycznej ocenie rzeczywistości i najnowszych osiągnięciach nauki, wsparte odpowiednim poziomem inwestycji w kapitał intelektualny, społeczny i materialny. Najbardziej typowymi przedstawicielami tej grupy są „solidne i rozsądne” kraje skandynawskie, gdzie jakość życia, poziom wykształcenia oraz aktywności intelektualnej, obywatelskiej i artystycznej pozostają najwyższe. Znamienne jest, że tym wzorcem kierują się też posocjalistyczne kraje bałtyckie.
Przeciwieństwo tak rozumianej racjonalności stanowią kraje emocjonalne, które w poszukiwaniu poparcia dla rządzących w każdym następnym roku gorączkowo realizują oczekiwania swoich społeczeństw wyrażone w roku poprzednim. Słupki poparcia przesłaniają im cały horyzont, który w kategoriach czasu oddalony jest najwyżej o kilka lat czy miesięcy: do najbliższych wyborów. Na inwestycje i długofalowe, starannie przemyślane polityki pozostaje niewiele środków. Chodzi o emocjonalny dreszcz elektoratu. Na tym polega populizm. Efektem są niepewność, chaos i rosnące zadłużenie. Stanowią one podglebie kolejnych populistycznych obietnic i pośpiesznych, nieudolnych prób ich realizacji. Początkowo tę kategorię państw stanowiła grupa „lekkomyślnych” krajów południa Europy określanych obraźliwym akronimem PIGS (Portugalia, Włochy, Grecja, Hiszpania). Później dołączały Holandia, Czechy, Węgry, a nawet Zjednoczone Królestwo i Niemcy uważane dotąd za symbol rozsądku.