Jednocześnie często te same firmy i fundusze w różnych lokalizacjach, w różnych miastach i krajach potrafią bardzo różnie działać. Te dobre miejsca, o których pisałem wyżej, też zostały zbudowane dla zysku – a jednak są dobre i dobrze się tam czujemy. Właściciele kafejek, barów i bistro prowadzą je dla zysku, płacą wysokie czynsze za swoje lokale. Gdzie leży różnica?
W 1970 r. Milton Friedman, w artykule dla „New York Timesa”, sformułował słynną doktrynę Friedmana – społeczna odpowiedzialność przedsiębiorcy jest zobowiązaniem do zwiększania zysku. Jakkolwiek by to brzmiało 50 lat później, kiedy ESG, społeczna odpowiedzialność biznesu, zasady etyczne, są odmieniane przez wszystkie przypadki, trzeba zgodzić się z chłodną logiką tego prostego stwierdzenia. Przedsiębiorca, działając w konkurencyjnym otoczeniu, aby przetrwać i zdobywać kapitał, musi nieustannie optymalizować swoje procesy i minimalizować koszty. Każda działalność niemająca na celu osiągnięcia zysku jest nieetyczna. Między innymi dlatego przedsiębiorstwa kontrolowane przez polityków, w tym samorządy, na ogół nie są konkurencyjne. Zresztą nie muszą być – spełniają cele społeczne i działają na monopolistycznych, sterowanych rynkach.
Jeżeli przedsiębiorcy tworzący miasta mają przykładać wagę do dobrostanu mieszkańców, ich poczucia estetyki, wygody, bezpieczeństwa, zdrowia, rozsądnych kosztów życia, zaspokajania potrzeb wszystkich grup społecznych, musi to być dla nich korzystne, mieć pozytywny wpływ na konkurencyjność ich przedsiębiorstw.
Pewnym wskazaniem może być często powtarzana przez mojego ojca zasada amerykańskiego biznesu – „Don’t fight the city hall”. Dla każdego rozsądnego przedsiębiorcy jest oczywiste, że należy współdziałać z ratuszem, że spory z władzami miejskimi opóźniają inwestycje bądź je uniemożliwiają. Zastosowanie tej zasady jest możliwe jednak wtedy, kiedy miasta jasno komunikują swoje potrzeby i wizje. To na rządzących miastami spoczywa misja stworzenia sprawiedliwego pola gry dla uczestników konkurencyjnego rynku.
24 kwietnia, godz. 15.00
Gala Orły ESG. Poznaj zwycięzców, spotkaj się z liderami.
Dowiedz się więcej
Jakie emocje ma budzić miasto
Jest tu wiele analogii ze sportem – każdy sport ma reguły, arbitrów, ale ma też kibiców, zwolenników, miłośników i przeciwników, swoją filozofię i wizję. Są konkurencje sportowe wyzwalające wśród niektórych złe emocje, są takie, gdzie zasadą jest elegancja i dobre maniery. Od władz miasta, czyli magistratu, zależy, jak będzie wyglądało ich miasto, jakie emocje będzie budzić i kto z przedsiębiorców będzie chciał się w nie angażować.
Kilka lat temu, z inicjatywy Artura Celińskiego z „Magazynu Miasta”, przeprowadziliśmy w Gdańsku działanie biznesowo-społeczne z planowania przestrzennego o nazwie „Eksperyment Jawność”. Pomysł był prosty – właśnie weszła w życie ustawa zwana lex deweloper, która miała na celu rozwiązanie problemów. Nasza firma chciała zamienić wyeksploatowany budynek biurowo-usługowy na gdańskiej Zaspie na lepiej dostosowany do otoczenia, przy okazji dodając w części funkcję mieszkaniową.