Nie ma darmowych obiadów w energetyce i wszystko kosztuje miliardy, szczególnie w kryzysie energetycznym, więc należy wydawać pieniądze z budżetu mądrze. Niestety, Polakom grozi przejedzenie środków na niezbędne inwestycje.
Celowe ograniczenie podaży gazu z Rosji w Europie, a potem inwazja w Ukrainie wywołały kryzys energetyczny polegający na tym, że rekordowe ceny błękitnego paliwa z giełdy przeniosły się na rynek energii, a stamtąd do rachunków przeciętnego Europejczyka. Wszelakie dopłaty, mrożenie cen energii i gazu, a także inne subsydia wprowadzane w krajach Unii Europejskiej kosztowały Polskę w samym tylko 2022 r. ponad 100 mld zł.
Teraz, gdy kryzys energetyczny wciąż trwa, ale jego oddziaływanie maleje ze względu na ciepłą zimę zeszłego roku, pozwalającą zużyć mniej zapasów, udział gazu rosyjskiego, który odpowiadał za ponad 40 proc. dostaw w 2021 r., obecnie spadł poniżej 10 proc. Mimo to środki kryzysowe nie zostały cofnięte, a ich koszt rośnie. Jeżeli staną się długotrwałym obciążeniem budżetu, mogą sprawić, że kryzys energetyczny przerodzi się może nie w kryzys gospodarczy – miejmy nadzieję – ale co najmniej w kryzys długu oraz stagnację.
Jak pomagać, by nie szkodzić
Rozwiązania systemowe, jak naśladowany w całej Europie za Polską obowiązek gromadzenia zapasów gazu w Unii Europejskiej do 90 proc. mocy magazynowych do końca października lub mechanizm ograniczenia ceny na giełdzie europejskiej TTF, powinny pozostać w mocy. Kryzys energetyczny trwa, a w arsenale Kremla nie brakuje fajerwerków, które mogą w każdej chwili zagrzać rynek gazu. Wystarczy jedna rakieta albo dron – ba! – czasem jedna spekulacja o potencjalnych problemach z wydobyciem lub dostawami gdzieś na końcu świata, a ceny gazu na giełdach mogą poszybować o kilkadziesiąt procent.
Jednakże subsydia chroniące gospodarstwa domowe należy dostosować do wyzwań związanych z walką z inflacją oraz deficytem budżetowym. Wszelkie wsparcie tego typu wzorem dobrego rozwiązania w postaci dodatku energetycznego powinno mieć cenzus majątkowy oraz limity i być wycelowane w walkę z ubóstwem energetycznym. Nie powinno działać jak niekontrolowane rozsypywanie pieniędzy po rynku za pośrednictwem mrożenia cen energii i gazu z pułapem obniżanym na doraźne potrzeby wyborcze. Niestety, licytacja na to, kto da więcej, znana z debaty o 500+, grozi także sektorowi energetycznemu.