Ustalenia „Rzeczpospolitej” dotyczące takich działań przedsiębiorstwa są tym bardziej zaskakujące, że jeszcze niedawno zapowiadało ono prawdziwą rewolucję i największe inwestycje od 15 lat, głównie w sortownie, niezbędne od walki o najbardziej intratny i szybko rosnący rynek paczek. Teraz okazuje się, że te sortownie są zastawiane. Poczta wzięła kredyt pod warszawski tzw. Węzeł Ekspedycyjno-Rozdzielczy, który jest sercem całej jej infrastruktury listowo-paczkowej.
Jak się okazuje, przedsiębiorstwo wyprzedaje też nieruchomości, choć tu możliwości są ograniczone, bo snujący różne plany mieszkaniowe rząd (na razie było to chybione mieszkanie+) wciąż łakomym okiem patrzy na bank ziemi w posiadaniu przedsiębiorstwa.
Czytaj więcej
Gdy tysiące pracowników państwowej spółki zarabiają pensję minimalną i walczą o podwyżkę, zarząd...
Wygląda na to, że sytuacja finansowa firmy jest gorsza niż się mogło wydawać. Tymczasem jest już ona prawdziwą puszką (paczką) Pandory. W firmie wrze. Związki zawodowe postawiły zarządowi ultimatum, domagając się podwyżek po 1 tys. zł miesięcznie. Grożą strajkiem w razie niespełnienia żądań w ciągu 14 dni. Zważywszy na zbliżające się wybory, zapewne dopną swego, co jeszcze bardziej pogorszy dramatyczną sytuację firmy, która w tym roku przyniosła już – według nieoficjalnych informacji - 400 mln zł strat.
Obawiam się, że w tej sytuacji może tylko podążać drogą innej flagowej firmy państwowej – LOT-u. Ten przez lata żył z wyprzedaży udziałów w firmach i nieruchomości. Sprzedał m.in. jak Pekao, Eurolot, Petrolot, Casinos Poland czy LIM (wieżowiec, w którym mieści się hotel Marriot w Warszawie), a na koniec nawet swoją siedzibę. Aż w końcu nie było co sprzedawać i przewoźnik, by uniknąć bankructwa, musiał skorzystać z potężnej pomocy publicznej. Czyli pieniędzy obywateli pochodzących z ich podatków. Oby nie było takiej potrzeby w przypadku Poczty Polskiej.