Najświeższe dane Eurostatu dotyczące wykorzystania odnawialnych źródeł energii w Europie nie przynoszą wielu powodów do radości. „Udział końcowego zużycia energii brutto z OZE na poziomie UE osiągnął w 2021 r. poziom 21,8 proc.” – pisali analitycy unijnego urzędu, podając dane za 2021 r. w opublikowanym w ubiegłym tygodniu raporcie.
Jeżeli Europa wypada tu blado (w skali całego kontynentu w 2021 r. odnotowano, po raz pierwszy w historii, spadek tego wskaźnika), to Polska prezentuje się jeszcze gorzej: udział OZE w końcowym zużyciu energii sięgnął 15,6 proc. Daleko poniżej unijnej średniej. I marnym pocieszeniem jest to, że do grona takich maruderów należy 15 państw, a średnią mocno wyciąga np. Szwecja, gdzie wskaźnik przebija 62 proc.
Czytaj więcej
Aż osiem projektów nowelizacji ustawy wiatrakowej będzie we wtorek procedowanych przez sejmową Ko...
Owszem, zakończony właśnie rok zapewne nieco podniesie polskie wskaźniki, głównie z uwagi na ostatnie akordy wielkiego prosumenckiego boomu na fotowoltaikę oraz pierwsze objawy zainteresowania biznesu własnymi zielonymi źródłami energii. Ale prawdziwy skok czeka nas dopiero teraz: jak podkreślali w wystąpieniach na branżowych konferencjach rządowi eksperci, moc lądowej energetyki wiatrowej wynosi obecnie 9 GW i sektor zaspokaja 10 proc. zapotrzebowania Polski na energię. Teoretycznie skutki najbardziej optymistycznych dla branży scenariuszy liberalizacji pozwalałyby podwoić te moce w stosunkowo krótkim czasie. A to oznacza pojawienie się w systemie energii, którą eksperci – np. z Polskiego Komitetu Energii Elektrycznej – uznają za najtańszą na rynku.
To mogłoby oznaczać ulgę dla naszych portfeli – nie tylko na rachunkach dla konsumentów indywidualnych i przedsiębiorstw (ci, którzy korzystają dziś z OZE, horrendalne podwyżki rachunków za prąd znają tylko z opowieści), ale też w cenach produktów i usług, w które wysokie rachunki trzeba na bieżąco wkalkulowywać. Tania i zielona energia to również większa konkurencyjność gospodarki (ślad węglowy w łańcuchach dostaw zaczyna być na świecie skrzętnie liczony) oraz zachęta do inwestowania (z tych samych powodów firmy zaczną zapewne lokować swoje przyszłe inwestycje tam, gdzie dostaną energię zieloną, a nie brunatną).