Premier to ma klawe życie… A to wbije gwóźdź pod stępkę promu w stoczni w Szczecinie, który nigdy nie powstanie, a to ogłosi produkcję 1 mln samochodów elektrycznych do 2025 r., a to uroczyście otworzy kopalnię węgla Jastrzebie-Bzie, która po trzech latach zostaje zamknięta, etc. Nowy pomysł to wydatkowanie ponad 290 mld zł na dalszą rozbudowę dróg ekspresowych i autostrad o łącznej długości ok. 2500 km (w tym jednej wiodącej aż do granicy z Białorusią w Brześciu).
Dominacja samochodów
Na początek trochę statystyki dla zobrazowania przedstawionego w tytule dylematu. Według GUS w 1989 r. w Polsce mieliśmy 215 633 km dróg o twardej nawierzchni, w tym tylko 200 km dróg, które mogły nosić nazwę autostrada (poniemieckie odcinki za Wrocławiem i niezbyt długi kawałek z Elbląga w stronę Królewca). W 2018 r. dróg było łącznie już 303 967 km, w tym 4624 km ekspresowych oraz 1753 km autostrad, co oznacza łącznie 6377 km dróg szybkiego ruchu.
W przypadku realizacji nowego programu ich długość ma wzrosnąć do ponad 8 tys. km. Ten wyraźny rozwój sieci drogowej zawdzięczamy członkostwu w UE, która sfinansowała rozbudowę autostrad i dróg szybkiego ruchu.
Transport samochodowy przeważa w ruchu towarowym. W 2005 r. przewiózł on ok. 810 mln t, w 2009 już 990 mln t, w 2013 – 1026 mln t, w 2019 – 1921 mln, a w 2020 – 2331 mln t (w statystykach ujęto również przewozy tranzytowe). Ocenia się, że transport samochodowy zapewnia ok. 80 proc. przewozu ładunków i ok. 70 proc. przewozu pasażerów.
Warto dodać, że w 2016 r. tabor pojazdów ciężarowych w Polsce sięgał 3,5 mln sztuk, a osobowych było aż 28,6 mln, co może wiązać się z powszechnym przekonaniem, że własny samochód to ciągle swego rodzaju symbol statusu społecznego.