Liczymy, że nasz kraj odegra poważną rolę w odbudowie. To mu się należy – mówi „Rzeczpospolitej” rzecznik MSZ Łukasz Jasina. To tylko jedna z wypowiedzi w tym duchu, które od dawna można usłyszeć z kręgów rządowych. I nie tylko. Cóż, pomoc Polaków dla Ukrainy wyniosła do tej pory ponad 10 mld zł. A wartość sprzętu wojskowego przekazanego przez Polskę przekroczyła 7 mld zł – wynika z danych udostępnionych niedawno przez szefa KPRM Michała Dworczyka. To wartości rzeczywiście imponujące, stawiające nas w absolutnej czołówce donatorów.
Czas jednak zejść na ziemię. Wdzięczność Ukrainy nie oznacza wcale faworyzowania Polski przy podziale pieniędzy z „nowego planu Marshalla”. Krótko mówiąc: nic się nam z samego założenia nie należy. Już samo to, że ktoś pomaga komuś i liczy na benefity z tego tytułu, jest moralnie wątpliwe.
Przede wszystkim liczyć się będzie – to podkreśla się na Zachodzie – transparentność i odpowiedni nadzór nad pieniędzmi, które zostaną wpompowane w Ukrainę. W Waszyngtonie czy Brukseli nie chcą, by pożywili się głównie oligarchowie albo zostały w inny sposób rozkradzione. Kijów stanie przed koniecznością gruntownych reform i walki z korupcją, która nad Dnieprem była poważnym problemem. Ciekawe są doświadczenia z Afganistanu i Iraku, gdzie przecież w dużym stopniu pomoc zmarnotrawiono.
Oczywiście w tej transparentności mogą się pojawić pewne wyłomy, bo też wiadomo, że kraj, który daje lub pożycza duże pieniądze (pozyskanie funduszy z zamrożonych pieniędzy Rosji i jej oligarchów należy raczej włożyć między bajki), chce mieć nie tylko nad nimi nadzór, ale i pewną nadzieję, że trafią do jego firm. Już sam fakt, że to Berlin 25 października będzie gościł międzynarodową konferencję poświęconą odbudowie Ukrainy, pokazuje duże zainteresowanie Niemiec. Mimo wątłej pomocy wojskowej nikt nie odważy się zakwestionować udziału w planie odbudowy ekonomicznego supermocarstwa. Innym motorem pomocy będzie Komisja Europejska. I tu warto zauważyć, że rząd PiS jest skonfliktowany i z Berlinem, i z Brukselą. To nam na pewno nie pomoże w walce o kawałek tortu, ocenianego obecnie przez German Marshall Fund bardzo ostrożnie na co najmniej 100 mld dol.
Polska, zważywszy na położenie geograficzne, na odbudowie Ukrainy na pewno zyska. Już teraz jest hubem wojskowym, a po zakończeniu wojny też na pewno będzie odgrywała jakąś rolę. Pytanie tylko, czy ograniczoną do hubu transportowego, czy jednak osiągniemy coś więcej?