Prof. Paweł Wojciechowski nie należy do zwolenników polityki ekonomicznej obecnych władz. Systematycznie daje temu wyraz, ostatnio znowu na łamach „Rzeczpospolitej” („Metoda Muenchausena”, 7.07.2022).
Czytamy tam, m.in. że „(...) rząd pozoruje walkę z inflacją (…) koncentruje się na oferowaniu kiełbasy wyborczej (…)”. Swój krytycyzm podpiera garścią wskaźników, które przypisuje on Komisji Europejskiej. Z danych KE ma oto wynikać, że Polska jest „liderem” pod względem inflacji. Tymczasem KE przewiduje się, że w 2022 r. inflacja w Polsce wyniesie 11,6 proc. – tyle samo co w Czechach, ale mniej niż na Litwie (12,6 proc.) i w Bułgarii (11,9 proc.). Tuż za nami jest Estonia (11,2 proc.) i Słowacja (9,9 proc.).
Dalej, twierdzi on, że KE prognozuje, że „w przyszłym roku będziemy mieć (…) inflację powyżej 9 proc.!”. Faktycznie prognoza ta przewiduje 7,3 proc. Jak widać Paweł Wojciechowski nie stroni od rzeczywistej „metody Münchhausena” – też uwielbia blagować. Kolejnym „konkretnym” zarzutem jest to, że „mamy najwyższą dynamikę wzrostu kosztów obsługi długu publicznego”. Może i dynamika jest najwyższa, ale poziom tych kosztów jest i tak bardzo niski (1,5 proc. w 2022 r. i 1,8 proc. PKB w 2023 r.) – niewiele więcej niż w strefie euro.
Nie od rzeczy będzie tu przypomnieć, że według KE dług publiczny Polski jest niski (53,8 proc. PKB w 2021 r. oraz 50,8 proc. w 2022 r.) i ma się zmniejszyć do 49,8 proc. w 2023 r. Dla strefy euro wskaźnik ten wynosi odpowiednio 97,4, 94,7 oraz 92,7 proc. Zwraca też uwagę to, że pod względem inflacji Czechy dorównują Polsce – i to pomimo tego, że w tym kraju „zacieśnianie” polityki pieniężnej rozpoczęto prawie pół roku wcześniej niż w naszym kraju!
Fakt ten dowodzi bezprzedmiotowości zarzutów, że to opóźnione reakcje NBP przyczyniły się do wysokiej inflacji. Ponadto zauważmy, że wszystkie wyżej wymienione kraje (wyjąwszy Czechy) należą do strefy euro (nieformalnie w przypadku Bułgarii). Nie uchroniło je to wcale od wysokiej inflacji!