W Białymstoku prezes PiS opowiadał w sobotę, że lekarze będą wracać z Zachodu. – Już dzisiaj nie przyjmują propozycji w Niemczech, bo tam się mniej płaci niż tu. Nawet jeśli przyjąć ten nic niemający wspólnego z rzeczywistością sposób przeliczania euro na złotówki. Przecież w Niemczech euro nie jest warte więcej niż 3 zł, a nawet jest mniej warte, a nie tam 4,50 czy nawet 5. Tak to się zmienia pod naszymi rządami i mogę uczciwie powiedzieć, dzięki naszym rządom – przekonywał swoich zwolenników.
Ta dość zaskakująca wypowiedź wywołała burzę i drwiny. Oto oderwany od rzeczywistości polityk, który mylił niedawno Inowrocław z Włocławkiem, a prezydenta miasta Ryszarda Brejzę z Łukaszem Mejzą, teraz pokręcił coś z kursem euro. „No, teraz to mi Jarosław Kaczyński zaimponował. Żebym dobrze zrozumiał… u nas euro za 4,70 PLN, a u Niemców tylko za 3,00 PLN? I dlatego oni mają gorzej niż my? Już lepiej, jak się prezes geografią zajmował” – napisał na Twitterze prof. Marek Belka, były prezes NBP.
Zapewne Kaczyński dokonał skrótu myślowego i chciał pokazać, że różnice w sile nabywczej Polaków i Niemców nie dość, że się zmniejszają, to jeszcze nie są aż tak duże, jak by wynikało z prostego przeliczenia oficjalnego kursu. Jednak strzelił sobie w stopę, bo Polacy w większości nie rozumieją tych niuansów. A już na pewno nie zrozumieją, dlaczego prezes PiS mówi o Polsce jak o kraju mlekiem i miodem płynącym, do którego wracają nawet lekarze, kiedy wzrost cen bije po kieszeni i wszyscy boją się zubożenia.
To pokazuje, w jak trudnej sytuacji znalazło się PiS, które na tym polu może się tylko rozpaczliwie bronić. A opozycja poczuła krew i nie bawi się w niuanse, strasząc chlebem za 30 zł. „Skończy się PiS, skończy się drożyzna” – mówił w sobotę w Radomiu Donald Tusk, przekonując, że jej powodem jest „chciwość i głupota”, a także „legion dojących spółki państwa działaczy pisowskich”.
Jednak prezesa PiS, który został za swoją wypowiedź przeczołgany w mediach, wcale mi nie żal. Sam uczynił z populizmu swój miecz. Pamiętacie państwo słynny spot ze znikającymi z lodówki produktami, który pogrążył PO w 2006 r.? A słynny koszyk prezesa, który w 2011 r. w osiedlowym sklepie zapłacił aż 55 zł za chleb, ziemniaki, jajka, mąkę i kurczaka? „Oni chyba powariowali?! Czy wiesz, że benzyna jest już po 5,40 zł?” – to z kolei spot wyborczy z tego samego roku. Usłyszeliśmy wtedy, że wystarczy tylko trochę politycznej odwagi, by ceny obniżyć. Cóż, „kto mieczem wojuje, od miecza ginie”. Dotyczy to zwłaszcza populistów.