Podobnie jak w życiu człowieka są dni szczególnie znaczące, tak też jest w przypadku państw. Dzień 6 lutego 1989 roku – dokładnie 33 lata i 4 miesiące, a więc jedną trzecią wieku temu – to nie tylko niezwykle ważna data w dziejach Polski, lecz również Europy i świata. Ustrojowa transformacja od planu do rynku i od władzy jednej partii do pluralizmu politycznego zakorzeniona była już w okresie wcześniejszych reform, ale to wtedy, zasiadając do Okrągłego Stołu, przedstawiciele reformatorskich kręgów władzy i demokratycznej opozycji pchnęli do przodu koło historii. Różnie potoczyło się ono od tamtego czasu – dla jednych to patologia i neokolonializm, dla innych sukces i złoty wiek – ale realnie patrząc, otaczająca nas rzeczywistość, acz nie wszędzie i nie dla wszystkich, w sumie i per saldo jest lepsza.
Punkty startu
Przejście od państwowego socjalizmu i autorytarnego państwa – systemu przez wielu określanego, zwłaszcza ex post, jako komunizm – okazało się dużo bardziej skomplikowane, niż tego oczekiwano. Dość powszechnie skracano czasową perspektywę posocjalistycznej transformacji – tego dziejowego ze swej istoty przedsięwzięcia. O ile jedną trzecią wieku temu wydawało się – przynajmniej nam przy polskim Okrągłym Stole – że chodzi o trójtorową transformację do rynkowej gospodarki, obywatelskiego społeczeństwa i demokratycznego państwa, to szybko się okazało, iż te różne, ale sprzęgnięte ze sobą nurty przemian kroczyć mogą rozmaitymi meandrami, w niejednakowym tempie i odmiennym rytmie.
Patrząc retrospektywnie, najczęściej przyjmuje się uproszczone założenie, że w okresie startu do transformacji sytuacja gospodarcza oraz otaczający ją system były do siebie zbliżone. Wsadza się do jednego worka kraje zamieszkane obecnie przez blisko 2 miliardy ludzi, od środkowej Europy do zachodniego brzegu Pacyfiku, ale przecież panujący w nich stan rzeczy był istotnie zróżnicowany. Bez wątpienia, na gruncie europejskim najlepiej do przejścia do nowego ustroju gospodarczo-politycznego przygotowane były Polska i Węgry, a to dzięki niebłahym reformom strukturalnym i instytucjonalnym realizowanym w dwu poprzednich dekadach, natomiast najmniej Albania i Rumunia, monopartyjne państwa ortodoksyjnego socjalizmu. Na gruncie azjatyckim prorynkowe reformy gospodarcze zaawansowane były jedynie w Chinach i Wietnamie, jednak praktycznie bez jakichkolwiek towarzyszących im liberalnych zmian politycznych.
Co ciekawe, półtora pokolenia później cały posocjalistyczny region jest bardziej, a nie mniej zróżnicowany. Ani chybi, wszystkie te kraje – a jest ich w Eurazji 35, licząc razem z byłą NRD – intencjonalnie dążyły do lepszej przyszłości, tyle że nie tak samo ją rozumiały zarówno ich społeczeństwa, jak i elity. Rozważając przeto wzloty i upadki transformacji, musimy pamiętać, że nie wszystkim weń zaangażowanym o to samo chodzi. Ponadto nie bez znaczenia jest fakt, że przez cały ten czas transformacja ustrojowa wikłała się z różnymi skutkami w intensywny proces globalizacji, coraz mocniej włączając przekształcane gospodarki do światowego obiegu – handlu, transferów kapitałowych, w tym inwestycji portfelowych i bezpośrednich, oraz przepływów siły roboczej.
Zróżnicowanie gospodarcze...
O ile zatem teraz jest lepiej niż jedną trzecią wieku temu? Jakie jest obecnie nasze miejsce na świecie? Odpowiadając na te pytania, najczęściej porównuje się dochód narodowy mierzony tradycyjnie wartością produktu krajowego brutto, PKB. W Polsce, licząc na mieszkańca zgodnie z parytetem siły nabywczej, PSN, w porównaniu do 1989 r. wynosi on 276 proc. (więcej, bo 324 proc. w porównaniu do 1991 r., co skrzętnie pomija lata wielkiej recesji podczas tzw. szokowej terapii). Pod względem wzrostu PKB absolutnym rekordzistą są Chiny zmierzające swoją specyficzną drogą, którą określam jako chinizm; reformują znacząco sposób funkcjonowania gospodarki, ale nie rezygnują z autorytarnego systemu politycznego. W jego obronie uciekły się nawet do brutalnego użycia siły. Jednym z najbardziej niesamowitych zbiegów okoliczności, tego samego dnia – 4 czerwca 1989 r. – gdy Polacy uczestniczyli w pierwszych, otwierających nową jakość polityczną wyborach do Sejmu i Senatu, oddziały chińskiej armii wkraczały na Tiananmen, plac Niebiańskiego Spokoju w Pekinie, by krwawo spacyfikować manifestację domagającą się demokratyzacji. Do dziś do niej tam nie doszło, w odróżnieniu od daleko posuniętej, jednak wciąż niekompletnej liberalizacji ekonomicznej.