Janusz Długopolski: Czy racjonalność ekonomiczna może legalizować bezprawie?

Taka w istocie sugestia czy też pytanie wynika z wypowiedzi prof. Witolda M. Orłowskiego z dnia 19 kwietnia br. zawartej w Rzeczpospolitej w dziale „Opinie Ekonomiczne” zatytułowanej „Tykająca bomba”. Autor przedstawia zagrożenia, jakie jego zdaniem, wynikną z korzystnych dla „frankowiczów” wyroków sądów stwierdzających nieważność zawartych przez banki z konsumentami umów kredytu, waloryzowanych kursem franka szwajcarskiego. Ich unieważnianie to brak minimum racjonalności ekonomicznej grożący Polsce katastrofą finansową.

Publikacja: 28.04.2022 10:41

Janusz Długopolski: Czy racjonalność ekonomiczna może legalizować bezprawie?

Foto: Bloomberg

Unieważnienie całej umowy z powodu zawartych w niej niedozwolonych postanowień umownych obciąża bank nieproporcjonalną do „przewiny karą”. Co więcej „frankowicze” chcą uznania, iż skutkiem nieważności umowy, banki nie tylko nie mają prawa domagać się indeksowania kapitału, ale nawet opłaty za korzystanie z tego kapitału.

Czytaj więcej

Witold M. Orłowski: Tykająca bomba

Wypowiedź ta dalej wieszczy, iż z powodu takich orzeczeń sądów grozi nam katastrofa finansowa Polski. Brzmi to bardzo groźnie, lecz jest całkiem dowolnym twierdzeniem. Nie wskazuje bowiem żadnych podstaw dla takiej wypowiedzi. Nie wylicza ile jest takich spraw i jakie to może rodzić konsekwencje finansowe. Jest to oczywisty brak, gdyż o katastrofie finansowej nie można mówić ot tak sobie. Dodatkowo stanowisko to pomija inne wypowiedzi wskazujące na bardzo dobrą kondycję finansową banków oraz stworzone na tą okoliczność rezerwy bankowe.

Również zawarty w wypowiedzi prasowej postulat, aby rozstrzygnięcia prawne nie były przyjmowane w oderwaniu od racjonalności ekonomicznej, jest całkowicie nietrafny i wynika z jednostronności oceny funkcjonowania prawa i orzeczeń sądów.

Wyrok sądu stwierdzający nieważność umowy kredytu oznacza, iż umowa ta od chwili jej zawarcia nie wywiera skutków prawnych i strony winny zwrócić sobie wzajemne świadczenia. Do tego ograniczają się ich obowiązki. Zatem ten skutek wynika wprost z ustawy, a nie z pomysłu konsumentów. Przede wszystkim zaś jest następstwem bezprawności zachowania banków, które zamieszczały w umowach niedozwolone postanowienia skutkujące koniecznością stwierdzenia nieważności umowy. Dostrzec przy tym należy i to, że Banki celowo wprowadzały w błąd konsumentów zapewniając ich o najniższym oprocentowaniu pobieranych kredytów. Umożliwiało to konsumentom uzyskiwanie zdolności kredytowej z powodu rzekomego obniżenia wysokości rat kredytów. Bankom zaś pozwalało na zdobywanie znacznej ilości nowych klientów. Zatajano jednocześnie przed klientami, iż dowolne ustalanie kursów przeliczeniowych franka do spłaty rat w złotych oraz marży i spreadów znacznie przekroczy koszt normalnych odsetek bankowych oraz niedopuszczalnie i niezgodnie z umową zwiększy koszt kredytu. Było to działanie nie tylko nieuczciwe, ale wielokrotnie doprowadziło kredytobiorców do rodzinnych nieszczęść. Gdyby ten mechanizm był klientom znany w chwili zawierania umów, nie doszłoby do ich zawarcia. Czy można te okoliczności pominąć przy ocenie skutków urzeczywistniania norm prawnych?

Uznanie za niesprawiedliwe stanowiska kredytobiorców odmawiających indeksowania kapitału i świadczenia opłaty za używanie kapitału wynika nie z ich chciwości, lecz braku podstaw prawnych dla takich działań banków. Ma to również oparcie w stanowisku rządu uznającego nieważność tych umów za zgodne z prawem, o czym krytycznie pisze autor przedmiotowej wypowiedzi.

Celowym staje się nadto wskazanie kolejnej nieprawidłowości w żądaniu banków, a to wynagrodzenia za korzystanie z kapitału kredytu od kredytobiorcy. Nawet przyjmując, że jest ono prawnie zasadne, to może mieć miejsce jedynie wówczas gdy świadczenie umowne banku w postaci udzielonej kwoty kredytu stało się nienależne skutkiem stwierdzenia nieważności umowy kredytu. Zatem wnoszenie przez bank pozwu o zapłatę za to korzystanie, gdy postępowanie o ustalenie nieważności takiej umowy jeszcze trwa, jest działaniem wadliwym i kosztownym. Brak jest bowiem legitymacji do wystąpienia z takim żądaniem, skoro umowa nadal strony wiąże. Zatem o żadnym zwrocie świadczeń bez wygaśnięcia umowy nie może być mowy. Nie uzdrowi tego braku wniosek o zawieszenie postępowania o wynagrodzenie za korzystanie z kapitału do czasu zakończenia postępowania i ustalenie nieważności umowy kredytu. Zawieszać postępowania sądowe można gdy powód spełni warunki by wszcząć sprawę. Posiada legitymację do wystąpienia z roszczeniem. Zawieszenie nie służy bowiem do kreowania roszczeń lecz urzeczywistniania istniejących roszczeń.

Wystąpienie banku o opisane wynagrodzenie, po prawomocnym zakończeniu postępowania, ustalającego nieważność umowy kredytu, jest także wysoce wątpliwe, a nadto dowolnie ustalane. Nie uwzględnia także możliwości potrącenia świadczenia kredytobiorcy z tego samego tytułu, tj. korzystania przez bank ze środków kredytobiorcy w postaci spłaty rat kredytu. Różnica zasadnicza tych żądań na korzyść kredytobiorcy jest tutaj widoczna i wynika stąd, że jego świadczenie przedawnia się z upływem 10 lat, natomiast świadczenie Banku z upływem 3 lat.

Nie wiem więc dlaczego i w jaki zgodny z prawem sposób możliwe jest uwzględnienie interesu ekonomicznego Banków, których naganne działanie do tego stanu doprowadziło. Przecież to nie konsumenci nadużyli swojego prawa przy zawarciu i wykonywaniu umowy. Również nie było ich zamiarem takie zakończenie zawartej umowy, którego skutki określa ustawa.

Zgłoszona propozycja - sugestia prof. W. M. Orłowskiego jest kolejną próbą naruszania prawa. Wczoraj zrobiły to banki, dziś będzie to zachęta dla innych podmiotów, gdy bezprawie chronione będzie przez tzw. „minimum racjonalności ekonomicznej”.

Zgadzam się jednak w pełni z autorem z jednym jego twierdzeniem, a to że brak działania Państwa jest tutaj podstawową przyczyną zaistniałego stanu rzeczy. Gdyby bowiem dbano o obywatela i sprzeciwiono się bezprawiu banków, nie doszłoby do zawierania wadliwych i nieuczciwych umów.

Opinie publikowane w „Rzeczpospolitej” są elementem debaty publicznej i niekoniecznie odzwierciedlają poglądy redakcji.

Unieważnienie całej umowy z powodu zawartych w niej niedozwolonych postanowień umownych obciąża bank nieproporcjonalną do „przewiny karą”. Co więcej „frankowicze” chcą uznania, iż skutkiem nieważności umowy, banki nie tylko nie mają prawa domagać się indeksowania kapitału, ale nawet opłaty za korzystanie z tego kapitału.

Wypowiedź ta dalej wieszczy, iż z powodu takich orzeczeń sądów grozi nam katastrofa finansowa Polski. Brzmi to bardzo groźnie, lecz jest całkiem dowolnym twierdzeniem. Nie wskazuje bowiem żadnych podstaw dla takiej wypowiedzi. Nie wylicza ile jest takich spraw i jakie to może rodzić konsekwencje finansowe. Jest to oczywisty brak, gdyż o katastrofie finansowej nie można mówić ot tak sobie. Dodatkowo stanowisko to pomija inne wypowiedzi wskazujące na bardzo dobrą kondycję finansową banków oraz stworzone na tą okoliczność rezerwy bankowe.

Pozostało 85% artykułu
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację