O sprawie kredytów frankowych zdążyliśmy już nieco zapomnieć. Są bez większych zaległości spłacane, nowych od dawna nie przybywa. Owszem, był szok, kiedy kurs franka w kilka lat się podwoił. Było oburzenie klientów twierdzących, że banki nie informowały ich we właściwy sposób o takim ryzyku. Były sprawy stosowanych (niestety dość często) niekorzystnych dla konsumentów klauzul umów. Ale większość Polaków uważa tę sprawę za historię, dziś bojąc się ryzyka wysokiej inflacji i gwałtownego wzrostu stóp procentowych kredytów złotówkowych.
Tymczasem z punktu widzenia prawnego sprawa jest otwarta. I gdyby dziś ta bomba eksplodowała, konsekwencje mogłyby być naprawdę groźne dla nas wszystkich.
Iskra przy beczce prochu
Pozwy klientów są często rozstrzygane przez sądy na ich korzyść, ze skrajną linią orzecznictwa (np. unieważnienie całej umowy z powodu zawartej abuzywnej klauzuli). To decyzja bardzo poważna, bo obciążająca bank ogromną, zwykle nieproporcjonalną do przewiny karą. Można by było dyskutować o jej sensie, gdyby szło za nią minimum racjonalności ekonomicznej: tam gdzie udowodniono, że pogwałcenie praw konsumenta jest tak duże, że umowa jest nieważna, bank ponosi stratę, biorąc na siebie cały koszt wzmocnienia kursu franka (ryzyko dotąd spadało na klienta). To oznacza, że klient ponosi tylko koszt użyczenia kapitału, bez ryzyka, a więc kapitał nie jest indeksowany zmianą kursu, a tylko obciążony właściwymi odsetkami. Ale teraz frankowicze (a raczej zachęcający ich do pozwów prawnicy) chcą uznania, że z powodu abuzywnej klauzuli banki nie tylko nie mają prawa domagać się indeksowania kapitału, ale nawet opłaty za korzystanie z tego kapitału.
Gdyby chodziło o jedną czy kilka umów, sprawę można byłoby potraktować dość lekko. Owszem, bank zawinił, naruszając prawa konsumenta, więc należy go przykładnie ukarać w sposób nieproporcjonalny do winy. Stać go na zapłacenie nawet ogromnej kary, żeby miał nauczkę na przyszłość (tak przynajmniej argumentują prawnicy wyspecjalizowani w ochronie praw konsumenta).
Wiadomo jednak, że nie chodzi o kilka, ale o setki tysięcy umów i dziesiątki albo setki miliardów złotych. Tak wiele, że według ocen Komisji Nadzoru Finansowego (KNF) masowe rozstrzygnięcia tego typu mogą spowodować dla banków straty sięgające łącznie, w zależności od tego, jak skrajne byłyby decyzje sądów, 35–234 mld zł (do 10 proc. PKB Polski).