Pani Zofia, czytelniczka „Rzeczpospolitej”, która swój kredyt frankowy spłaciła przeszło rok temu, ale pozwała też bank, niespodziewanie dostała z tego banku list z wezwaniem do zapłaty… 1,5 mln zł. Bank dał jej na to nieco ponad dwa tygodnie. Wskazana kwota to odpowiednik w złotych kredytu we frankach, jaki przed laty zaciągnęła na zakup domu. – Mniej odpornych klientów takie wezwanie może przyprawić o zawał serca – mówi pani Zofia. Mimo spłaty kredytu jej sprawa frankowa wytoczona bankowi czeka na rozpatrzenie w sądzie.
Fala bankowych pozwów już płynie
Sprawa naszej czytelniczki nie jest odosobniona. Liczba takich przypadków ostatnio szybko rośnie. Po ukształtowaniu się linii orzeczniczej, w której dominującym rozstrzygnięciem jest stwierdzenie nieważności umowy kredytowej, banki zaczęły pozywać swoich klientów o zwrot udostępnionego kapitału. – Chodzi o zabezpieczenie odzyskania kapitału kredytu – mówi nam przedstawiciel jednego z banków.
– Wezwanie do zwrotu kapitału kredytu jest zazwyczaj pierwszą czynnością banku zmierzającą do wytoczenia powództwa. W ten sposób banki próbują się bronić przed przedawnieniem kapitału. Zagadnienie przedawnienia roszczeń dopiero zaczyna wybrzmiewać w orzeczeniach sądów powszechnych, które będę kształtować linię orzeczniczą w tym obszarze – wskazuje radca prawny Wojciech Bochenek z kancelarii Bochenek, Ciesielski i Wspólnicy. Z danych Ministerstwa Sprawiedliwości wynika, że w sądach może toczyć się ok. 30 tys. takich postępowań.
Mecenas Bochenek przekonuje, że kredytobiorca, który otrzymał takie pismo z banku z wezwaniem do zapłaty kwoty odpowiadającej kapitałowi kredytu, powinien niezwłocznie skontaktować się ze swoim prawnikiem w celu omówienia strategii działania. Nawet jeśli żądanie to wydaje mu się absurdalne. – Zlekceważenie wezwania do zapłaty może pociągać za sobą dotkliwe konsekwencje w przedmiocie naliczenia przez bank ustawowych odsetek za opóźnienie od kwoty kapitału – mówi Wojciech Bochenek.