Andrzej K. Koźmiński: Dżuma właśnie nadeszła

Napaść Rosji na Ukrainę sprawiła, że poczuliśmy się zagrożeni jako naród. Pojawiły się dziesiątki, a może setki tysięcy osób niosących pomoc. Czy te spontaniczne, ale silne sieci będą w stanie zdynamizować przywództwo instytucjonalne?

Publikacja: 14.03.2022 21:00

Andrzej K. Koźmiński: Dżuma właśnie nadeszła

Foto: Fotorzepa, Robert Gardzinski

Pisarze często wyprzedzają uczonych i analityków. Poszukując archetypu przywództwa w czasach zarazy, warto sięgnąć do „Dżumy” Alberta Camusa. Według niego nowy typ przywództwa pojawia się, gdy zaraza staje się bezdyskusyjnie „sprawą wspólną, sprawą wszystkich”, wówczas „pracujemy razem w imię czegoś, co łączy nas ponad bluźnierstwami i modlitwami. Tylko to jest ważne”.

Dotychczasowi liderzy polityczni są w takiej sytuacji nie tylko bezużyteczni, ale szkodliwi, bo opierają się na podziałach, wrogości, walce, „zwalczaniu” przeciwników. To wyklucza powszechną współpracę, która staje się warunkiem przetrwania.

Zarówno w polityce, jak i w biznesie, gdy dżuma nadchodzi, liderzy uznawani przez wielu za niegodnych i nieudolnych tracą doszczętnie realne znaczenie i zdolność sprawczą, zapadają się pod ziemię pod ciężarem odpowiedzialności za popełnione błędy i wyzwań, którym nie są w stanie sprostać. Kto ich zastępuje i jak to się dzieje?

Naturalny lider u Camusa

Camus prezentuje w „Dżumie” model przywództwa, który daleko odbiega od obrazków macho herosów polityki czy biznesu, którzy opanowali społeczną wyobraźnię i ozdabiają kolorowe reklamowe foldery książek „z życia przywódców”, pisanych przez wynajętych PR-owców czy z mniej lub bardziej kosztownych szkoleń. Bohaterem powieści, przywódcą w walce z zarazą Camus uczynił skromnego lekarza, który z pewnością nie nazwałby siebie liderem. Ale to właśnie doktor Rieux odgrywał w walce z zarazą rolę przywódczą.

Pełnił z powodzeniem swoją profesjonalną funkcję lekarza w skali całej społeczności. To on naciskał na pilne zwołanie Komisji Sanitarnej, doprowadził do wyraźnego sformułowania i ogłoszenia wiążącej opinii o charakterze zarazy i do sprawnego podejmowania kolejnych decyzji o wprowadzaniu rygorów i kroków zaradczych, takich jak zamknięcie miasta, obowiązek kwarantanny itp. Kierował analizami natury i tempa rozwoju zarazy. Z jego inicjatywy i pod jego kierunkiem podjęto i prowadzono pracę nad szczepionką i to pomimo spektakularnych niepowodzeń.

Równocześnie Rieux z bezgranicznym poświęceniem, nie dbając o własne bezpieczeństwo i pracując 20 godzin na dobę, pełnił służbę lekarza w szpitalach i w domach chorych. To zjednało mu szacunek, który sprawił, że niemal naturalnie stał się reprezentantem całej społeczności w kontaktach z władzami, a nawet przejmował na siebie ich rolę, podejmując niezwłocznie i na miejscu powszechnie akceptowane decyzje.

Był też w stanie odegrać rolę bufora przejmującego na siebie nienawiść i strach antyszczepionkowców i kontestatorów medycyny. Wysłuchiwał skarg, na które władze były głuche. Tłumaczył na czym polegała sytuacja ludziom, którym trudno było to zrozumieć. Przede wszystkim jednak inspirował współobywateli do samoorganizacji. Jego dziełem były ochotnicze formacje sanitarne. Camus dostarcza niezwykłego wyjaśnienia takiego przywództwa: „Kto Pana tego wszystkiego nauczył doktorze?. Odpowiedź padła natychmiast: bieda”. Rieux jest ubogim przywódcą ubogich i „maluczkich”.

Przywództwo bez korzyści

Na gruncie współczesnej teorii i praktyki zarządzania scharakteryzowanie tak określonej roli przywódczej nie jest łatwe. Nie wynikała ona ani z czyjejkolwiek nominacji, ani ze starań zainteresowanego, ani z wyborów. Po prostu przywództwo „spadło” wraz z rozwojem wypadków, na tego kto był je w stanie udźwignąć. Z pewnością nie jest to rola trwała: kończy się wraz z ustąpieniem zarazy.

To przywództwo, które nie tylko nie wiąże się z żadnymi korzyściami i przywilejami, ale stanowi brzemię podejmowane w imię dobra wspólnego. Tego typu przywództwo jest dość łatwo współdzielone, jeżeli lider zdoła zarazić inne osoby swoją motywacją i swoją pasją oraz przekazać im część wiedzy i umiejętności, to płynnie przejmują one wskazane przez zadania. Tak powstała „drużyna Rieux” złożona z kilku jego najbliższych współpracowników.

Takie przywództwo można określić jako „rozmyte” czy „niewidzialne”, „ukryte”. Można je przedstawić w postaci pulsującej sieci o zmiennych ogniwach. Przywódcy pojawiają się i znikają, odgrywając konkretne role w różnych konfiguracjach. Są motywowani ideologicznie i zadaniowo, nie szukają profitów ani popularności. Wystarczy im świadomość przyczyniania się do „sprawy”. Taka koncepcja pozwala wyjaśnić zagadkę pozornego „bezprzywództwa” i rzekomej amorficzności takich ruchów społecznych, jak „żółte kamizelki”, „Occupy Wall Street” czy „Strajk Kobiet”. Działają tam swoiste nieformalne sieci przywództwa.

Faktem jest, że trudno jest spotkać przywództwo rozmyte w rozbudowanych, wieloszczeblowych organizacjach formalnych. Wszyscy doskonale wiedzą, jak daleko jest prezydentom, premierom, ministrom, prezesom i kardynałom do moralnych standardów skromnego doktora Rieux, skłonnego do bezgranicznych osobistych poświęceń. Ten kontrast jest tym wyraźniejszy, że media go bez litości eksponują, bo się dobrze sprzedaje. Równocześnie władza formalna cierpi na postępującą impotencję. Przeważnie „napompowani” przywódcy, cieszący się najwyższym prestiżem i podejrzewani o swoistą „wszechmoc” nie są w stanie zrealizować ambitnych programów i licznych wyborczych obietnic.

Snując gorzkie refleksje po dwóch kadencjach prezydenckich, Brack Obama pisze: „Po co roztaczać wizje świata takiego jaki powinien być, skoro próby jego zbudowania spełzają na niczym”. W podobnym duchu wypowiada się Donald Tusk po zakończeniu swego urzędowania jako „Prezydent Europy”, przewodniczący Rady Europejskiej: „Na co nam jedność, suwerenność i solidarność, jeśli nie będziemy w stanie obronić Europy?”.

Obaj zdają sobie sprawę z tego, że swoich ambitnych zamierzeń po prostu nie byli w stanie zrealizować, podobnie jak dwaj kolejni papieże w walce z patologiami w Kościele.

Podziały i polityka

Smutnie wyglądają społeczeństwa „zablokowane” przez głębokie podziały i politykę, która polega na poszukiwaniu „poparcia” za wszelką cenę aż do granic absurdu i niemożności dokonania jakiejkolwiek realnej zmiany. Wyraźnie było to widać na przykładzie wprowadzania w różnych krajach restrykcji niezbędnych do walki z pandemią. Polityka sprowadzona jest wówczas do poziomu nachalnej propagandy. Sondaże rządzą.

Przeprowadzane w Akademii Leona Koźmińskiego badania porównawcze nad 22 europejskimi krajami OECD wykazały swoiste „pęknięcie” Europy na kraje emocjonalne i racjonalne. Te ostatnie z roku na rok pośpiesznie realizują konsumpcyjne oczekiwania społeczne formułowane w poprzednim roku. Charakteryzują się niskim poziomem inwestycji i rosnącym uzależnieniem od międzynarodowych rynków kapitałowych, zapewniających finansowanie populistycznych aspiracji.

Przykładami krajów emocjonalnych są kraje Południa: Grecja, Włochy, Hiszpania, Portugalia. W miarę upływu lat dołączyły do nich m.in. Węgry, Polska, Czechy, Wielka Brytania, Słowenia. Kraje racjonalne to najbogatsze kraje Europy: Niemcy, Holandia, Dania, Francja, kraje skandynawskie. Te kraje realizują długofalowe polityki w sposób stabilny, aspiracje realizowane są stopniowo w miarę wzrostu zasobów i produktywności.

Wydawałoby się – wzorzec do naśladowania. Niestety jest odwrotnie: z upływem czasu rośnie grupa krajów emocjonalnych. Przyczyną jest zapewne pokusa populistycznego przywództwa opartego na pobudzaniu i „karmieniu” złych emocji: zachłanności, zawiści, szowinizmu. Pokusa jest silna, bo taka postawa zapewnia szybki sukces polityczny, który polega na zajmowaniu formalnych pozycji przywódczych, upoważniających do podejmowania kluczowych decyzji przesądzających o alokacji najważniejszych zasobów.

To są jednak pyrrusowe zwycięstwa, bo „zdobyte” w ten sposób pozycje przywódcze zostają bardzo prędko zablokowane przez kolejne fale aspiracji i konkurencję, która wchodzi na populistyczną ścieżkę. Rozkwita polityczny imposybilizm w skali makro. Możliwe są jedynie osobiste korzyści, z których obficie korzystają zachłanni „pseudo przywódcy”.

Dżuma, czyli powszechnie odczuwane zagrożenie dla całej wspólnoty, niesie ze sobą szanse na pojawienie się rozproszonego przywództwa, którego archetypem jest doktor Rieux z powieści Camusa. Po prostu w obliczu wspólnego zagrożenia i niebezpieczeństwa ludzie się samoorganizują, powstają spontanicznie sieci ukrytego przywództwa zorientowane na realizację konkretnych zadań i uwarunkowane sytuacyjnie.

Pandemia nie wyzwoliła u nas tych spontanicznych procesów. Dlatego 16 lutego 2022 r., kończąc swój wykład o rozproszonym przywództwie wygłoszony na Uniwersytecie Warszawskim z okazji przyznania mi doktoratu honoris causa mówiłem, że dżuma jeszcze do nas nie nadeszła. Rosyjska napaść na Ukrainę zmieniła sytuację. Poczuliśmy się wszyscy zagrożeni jako naród. Pojawiły się dziesiątki, a może setki tysięcy doktorów Rieux organizujących pomoc i wsparcie dla Ukrainy. Rodzi się pytanie, czy te spontaniczne, płynne, ale zadziwiająco silne sieci będą w stanie zdynamizować i zmienić przywództwo instytucjonalne? Ono bowiem tworzy ramy i określa reguły, w których funkcjonuje społeczeństwo, zwłaszcza w sytuacji zagrożenia.

Prof. Andrzej K. Koźmiński jest ekonomistą i socjologiem, twórcą i honorowym prezydentem Akademii Leona Koźmińskiego

Pisarze często wyprzedzają uczonych i analityków. Poszukując archetypu przywództwa w czasach zarazy, warto sięgnąć do „Dżumy” Alberta Camusa. Według niego nowy typ przywództwa pojawia się, gdy zaraza staje się bezdyskusyjnie „sprawą wspólną, sprawą wszystkich”, wówczas „pracujemy razem w imię czegoś, co łączy nas ponad bluźnierstwami i modlitwami. Tylko to jest ważne”.

Dotychczasowi liderzy polityczni są w takiej sytuacji nie tylko bezużyteczni, ale szkodliwi, bo opierają się na podziałach, wrogości, walce, „zwalczaniu” przeciwników. To wyklucza powszechną współpracę, która staje się warunkiem przetrwania.

Pozostało 93% artykułu
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację