I nie byłoby w tym nic nagannego, gdyby nie prosty fakt, że jest to kolejna kampania, która za pieniądze publiczne lub akcjonariuszy spółek giełdowych szerzy dezinformację.
Mowa oczywiście o słynnej już „grafice żarówkowej", informującej, jakoby 59 proc. kosztu energii było rzekomo kosztem zakupu uprawnień emisyjnych CO2, wynikającym z polityki klimatycznej Unii Europejskiej. Perfidność tej propagandy polega na tym, że jest to informacja prawdziwa, ale w odniesieniu do bezpośrednich kosztów produkcji i sprzedaży w hurcie, a nie do ceny prądu w gniazdku.
Jak wyliczyło Forum Energii, prawdziwy udział kosztu „zielonych certyfikatów" to tylko 23 proc. tej ceny. Konsument otrzymuje oczywisty komunikat – drogi odbiorco, cena energii jest tak wysoka, ponieważ to jest wynik narzuconej nam błędnej polityki klimatycznej Unii. Brak jest natomiast informacji, że wytworzenie 1 kWh energii w Polsce – z powodu wysokiego udziału węgla – jest obarczone szybko rosnącą ceną paliwa i powoduje trzykrotnie większą emisję niż średnia w państwach członkowskich UE. To sprawia, że do wytworzenia każdej 1 kWh potrzeba trzy razy więcej uprawnień. Dlatego prawdziwa liczba 23 proc. udziału kosztów emisji to i tak trzy razy za dużo!
Nieczyste sumienie rządu
Nie przeszkadza to firmie PGE Obrót SA i pozostałym kontrolowanym przez państwo dystrybutorom energii twierdzić w rozsyłanych masowo do odbiorców rachunkach, że owa liczba 59 proc. odnosi się do „energii elektrycznej w taryfie G dla gospodarstw domowych". Sam fakt uczestniczenia w zmowie dezinformacyjnej stawia w kiepskim świetle władze tych spółek i może rodzić konsekwencje prawne w przyszłości.
Gorzej, bo kłamstwo to jest szeroko sączone do umysłów mniej zaznajomionych z procentami obywateli jako informacja, że „gdyby nie unijne regulacje, to energia elektryczna mogłaby być tańsza o ponad 2/3!". Tak twierdzi zarówno redaktor naczelny miesięcznika „Forum Polskiej Gospodarki" (bezpłatnie! dokładanego przez kolporterów do papierowych wydań prasy codziennej), tak młotkują społeczeństwu billboardy i płatne reklamy w internecie, ale też prezes Glapiński na konferencji prasowej NBP.