Wojciech Warski: Kłamstwo energetyczne

Wielka jest desperacja rządu w tłumaczeniu społeczeństwu zjawiska skokowej zwyżki cen energii, skoro uruchamia wszystkimi dostępnymi mu kanałami i bez oglądania się na koszty wielką kampanię propagandową.

Aktualizacja: 14.02.2022 22:15 Publikacja: 14.02.2022 21:00

Wojciech Warski: Kłamstwo energetyczne

Foto: Adobe Stock

I nie byłoby w tym nic nagannego, gdyby nie prosty fakt, że jest to kolejna kampania, która za pieniądze publiczne lub akcjonariuszy spółek giełdowych szerzy dezinformację.

Mowa oczywiście o słynnej już „grafice żarówkowej", informującej, jakoby 59 proc. kosztu energii było rzekomo kosztem zakupu uprawnień emisyjnych CO2, wynikającym z polityki klimatycznej Unii Europejskiej. Perfidność tej propagandy polega na tym, że jest to informacja prawdziwa, ale w odniesieniu do bezpośrednich kosztów produkcji i sprzedaży w hurcie, a nie do ceny prądu w gniazdku.

Jak wyliczyło Forum Energii, prawdziwy udział kosztu „zielonych certyfikatów" to tylko 23 proc. tej ceny. Konsument otrzymuje oczywisty komunikat – drogi odbiorco, cena energii jest tak wysoka, ponieważ to jest wynik narzuconej nam błędnej polityki klimatycznej Unii. Brak jest natomiast informacji, że wytworzenie 1 kWh energii w Polsce – z powodu wysokiego udziału węgla – jest obarczone szybko rosnącą ceną paliwa i powoduje trzykrotnie większą emisję niż średnia w państwach członkowskich UE. To sprawia, że do wytworzenia każdej 1 kWh potrzeba trzy razy więcej uprawnień. Dlatego prawdziwa liczba 23 proc. udziału kosztów emisji to i tak trzy razy za dużo!

Nieczyste sumienie rządu

Nie przeszkadza to firmie PGE Obrót SA i pozostałym kontrolowanym przez państwo dystrybutorom energii twierdzić w rozsyłanych masowo do odbiorców rachunkach, że owa liczba 59 proc. odnosi się do „energii elektrycznej w taryfie G dla gospodarstw domowych". Sam fakt uczestniczenia w zmowie dezinformacyjnej stawia w kiepskim świetle władze tych spółek i może rodzić konsekwencje prawne w przyszłości.

Gorzej, bo kłamstwo to jest szeroko sączone do umysłów mniej zaznajomionych z procentami obywateli jako informacja, że „gdyby nie unijne regulacje, to energia elektryczna mogłaby być tańsza o ponad 2/3!". Tak twierdzi zarówno redaktor naczelny miesięcznika „Forum Polskiej Gospodarki" (bezpłatnie! dokładanego przez kolporterów do papierowych wydań prasy codziennej), tak młotkują społeczeństwu billboardy i płatne reklamy w internecie, ale też prezes Glapiński na konferencji prasowej NBP.

Skoro rząd tak szeroko uruchamia kosztującą kilkanaście milionów złotych kampanię propagandową, to warto się zastanowić, co spowodowało taką nadaktywność, skoro ani polityki energetycznej, ani cen energii elektrycznej to nie zmieni? Niestety, jedyna możliwa odpowiedź świadczy o nieczystym sumieniu rządu, który gwałtownie chce przed społeczeństwem ukryć swoje grzechy i usiłuje przerzucić odpowiedzialność za wzrost cen energii na „złą Unię". Wielu odczytuje tę kampanię jako działanie przeciw polskiej obecności w UE i to dodatkowo obciąża rząd, nawet jeżeli nie taki był cel główny tej kampanii.

Polska na unijnym systemie opłat emisyjnych EU ETS zarabia krocie – w samym 2021 r. do polskiego budżetu (a nie do Brukseli!) wpłynęło ponad 25 mld zł, a za rządów PiS blisko 60 mld zł. Co do zasady połowa z nich powinna być skierowana na cele transformacji energetycznej i cele środowiskowe. Niestety, nie są to „pieniądze znaczone" i realizacja tego celu przez Polskę jest co najmniej wątpliwa – nie przedstawiliśmy do Brukseli rozliczenia za 2020 i 2021 r., kiedy kwoty ze sprzedaży uprawnień były największe, a ostatnie rozliczenie jest dostępne za 2019 r. Wówczas sprzedaliśmy uprawnienia za ponad 10,8 mld zł. Z tej kwoty na konto NFOŚ trafiło ok. 1,1 mld zł z przeznaczeniem na tzw. fundusz zielonych inwestycji. Pieniądze te pozwoliły sfinansować m.in. programy „Mój prąd" i „Czyste powietrze", ale wydano na nie tylko 682 mln zł. Dodatkowo 182 mln wydano na zwolnienia z akcyzy energii elektrycznej wytworzonej z OZE, co również uznano za wydatki środowiskowe.

Największa część pieniędzy, około 4,6 mld zł, trafiła na wsparcie sprzedaży energii z OZE do powstałego wówczas Funduszu Wypłaty Różnicy Ceny, który rekompensował spółkom obrotu „zamrożenie cen energii" dla odbiorców indywidualnych. Pozostaje pytanie, dlaczego rząd – działając długoterminowo – nie stara się obniżyć opłat środowiskowych i nie przeznacza bardzo dużych środków uzyskanych ze sprzedaży uprawnień EU ETS na inwestycje w modernizację energetyki?

Czytaj więcej

Dlaczego tyle płacimy za prąd? Państwowe elektrownie mają rekordowe marże

Fundusz na modernizację systemu

Niestety, dochody ze sprzedaży uprawnień trafiły do budżetu i zostały wydane w większości na inne cele niż modernizacja sektora wytwarzania energii elektrycznej. A przecież zgodnie z logiką systemu te kwoty powinny być zainwestowane m.in. w nowe nisko- lub zeroemisyjne źródła wytwarzania energii elektrycznej. To poważny błąd, transformacja energetyczna jest nieuchronna, zwłaszcza wobec dużego wyeksploatowania elektrowni węglowych w Polsce. Warto tu wspomnieć, że obowiązujące regulacje dotyczące systemu EU ETS na lata 2021–2030 (wprowadzone dyrektywą PE i Rady z 14 marca 2018, art. 10d) zagwarantowały powstanie Funduszu Modernizacyjnego, który do polskiego prawa został wprowadzony przez zmianę ustawy „o systemie handlu uprawnieniami do emisji gazów cieplarnianych" z 15 kwietnia 2021 r.

Fundusz Modernizacji, który będzie zasilany środkami ze sprzedaży 2 proc. unijnej puli uprawnień do emisji, a przeznaczony na modernizację systemu energetycznego i poprawę efektywności energetycznej, według kalkulacji z 2021 r. przyniesie Polsce pulę pieniędzy wynoszącą co najmniej 20 mld zł (liczoną przy cenie uprawnień 30 euro za tonę emisji CO2) do 2030 r. Sprzedaży tych uprawnień dokonuje w półrocznych okresach EBI, a dla Polski przypada aż 43,4 proc. dostępnych z tego tytułu środków. Zaznaczmy, że to inne i dodatkowe pieniądze niż Fundusz na rzecz Sprawiedliwej Transformacji, którego celem jest głównie łagodzenie społecznych skutków transformacji w regionach, gdzie wygaszane jest wydobycie węgla.

Jasno widać, że wytwarzanie energii elektrycznej musi zmierzać w kierunku OZE, a stabilizacja systemu w dużej mierze może być dokonana energią z kogeneracji wytworzonej przez sektor ciepłowniczy, który – dofinansowany – może dodać kilka tysięcy MW dyspozycyjnej mocy. W założeniach strategii energetycznej do 2040 r. poważną pozycję zajmuje też biogaz (biometan), którego możliwości wytwarzania są szacowane na 4 mld m sześc., a jednocześnie jest zaliczony do paliw niskoemisyjnych. Cóż z tego, skoro nadal jednak brak programu lokalnych produkcji biogazu, mimo że postanowienia gospodarki o obiegu zamkniętym zobowiązują do zaprzestania składowania bioodpadów na składowiskach, z jednoczesnym wskazaniem kierunku, którym ma być produkcja biogazu. To oczywiście wymaga dużego wsparcia finansowego dla samorządów w inwestowaniu w instalacje biogazowe. Zagospodarowanie lokalnej biomasy, pochodzącej ze sfery komunalnej, łącznie z osadami z oczyszczalni do produkcji biogazu, byłoby nie tylko pożyteczne dla bilansu energetycznego, ale byłby to kierunek do pobudzania lokalnego rozwoju gospodarczego.

10 proc. marży netto

Na grudniowym posiedzeniu Rady Europejskiej Polska przedstawiła pakiet propozycji odnoszący się do zmian w systemie EU ETS w celu uniknięcia drastycznych zwyżek cen uprawnień do emisji, powodowanych również udziałem instytucji finansowych w obrocie uprawnieniami, jak również spekulacyjnym obrotem. Zasadnicze postulaty rewizji tego systemu są prawidłowe, ale nigdzie nie znajdziemy w tych postulatach propozycji wyjścia z systemu ETS, lub jego zawieszenia. A taki buńczuczny zapis zawierała uchwała Sejmu RP, poprzedzająca grudniowe posiedzenie Rady Europejskiej. Uchwała miała wesprzeć stanowisko negocjacyjne Polski na posiedzeniu RE, ale tam postulat wyjścia Polski z systemu nie został zgłoszony.

Na koniec warto przyjrzeć się finansom spółek energetycznych (PGE, Tauron, Enea, Energa), które według szacunku portalu WysokieNapięcie.pl zamknęły rok 2021 zyskiem ok. 9,5 mld zł (przy cenie uprawnień 90 euro za 1 tonę CO2), wobec 6,4 mld zł w 2017 r. (przy cenie uprawnień 6 euro za 1 tonę CO2). Na koniec trzeciego kwartału zgromadziły na swoich rachunkach ok. 14,5 mld zł (w danych skonsolidowanych). Wartość sprzedaży tych czterech polskich firm energetycznych wyniosła w 2021 r. ok. 102 mld zł.

Zasadnym wydaje się zadanie pytania – skąd tak wysokie wyniki spółek energetycznych w tak trudnych czasach? Mechanizm wnioskowania przez spółki energetyczne o wysokość taryf do URE powinien być poddany weryfikacji. Bezrefleksyjne „pakowanie" w taryfę wszystkich kosztów składowych, w tym wszelkich opłat dystrybucyjnych, certyfikatów, nałożenie na społeczeństwo dodatkowego podatku od energii, jaką jest opłata mocowa, dało w rezultacie imponujący wynik finansowy w postaci blisko 10 proc. marży netto. Stać nas na to?

Dr Wojciech Warski jest szefem zespołu doradców gospodarczych Koalicji Polskiej, członkiem Team Europe

I nie byłoby w tym nic nagannego, gdyby nie prosty fakt, że jest to kolejna kampania, która za pieniądze publiczne lub akcjonariuszy spółek giełdowych szerzy dezinformację.

Mowa oczywiście o słynnej już „grafice żarówkowej", informującej, jakoby 59 proc. kosztu energii było rzekomo kosztem zakupu uprawnień emisyjnych CO2, wynikającym z polityki klimatycznej Unii Europejskiej. Perfidność tej propagandy polega na tym, że jest to informacja prawdziwa, ale w odniesieniu do bezpośrednich kosztów produkcji i sprzedaży w hurcie, a nie do ceny prądu w gniazdku.

Pozostało 94% artykułu
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację