Sławomir Kamosiński: Drzewo figowe wymaga troski

Działające urządzenia zastępujemy kolejnymi, lepszymi, jak zapewniają specjaliści od sprzedaży. Psychologia stała się nauką pomocniczą dla marketingu. Aby sprzedać, należy sięgać głębiej do pokładów ludzkiej psychiki. Czy to się opłaca?

Publikacja: 30.09.2021 21:00

Sławomir Kamosiński: Drzewo figowe wymaga troski

Foto: Adobe Stock

Na łamach „Rzeczpospolitej" ukazały się bardzo inspirujące teksty trzech wybitnych współczesnych polskich ekonomistów: prof. Grzegorza Kołodki „Dokąd zmierza ekonomia?" (8 lipca 2021 r.), prof. Mariana Goryni, „Dokąd zmierzają nauki ekonomiczne?" (5 sierpnia 2021 r.), prof. Jana Polowczyka „Dokąd zmierzają nauki ekonomiczne?" (27 sierpnia 2021 r.). Dyskusja odnosi się do kluczowej kwestii przyszłości nauk ekonomicznych. Prof. Grzegorz Kołodko konkluduje: „Kluczowy element koniecznej zmiany paradygmatu ekonomii to odejście od dyktatu maksymalizacji zysku i ilościowego wzrostu produkcji jako celu gospodarowania". Prof. Marian Gorynia zwraca uwagę, że „kluczowa będzie zmiana mentalności ludzkiej i odejście od agresywnej wersji homo oeconomicus ku homo oeconomicus moralis". Prof. Jan Polowczyk pisze: „Zamiast poszukiwać uniwersalnych praw, spróbujmy przedstawiać rzeczywistość w całym bogactwie rozmaitych kontekstów, które prowadzą do różnych wniosków i rozwiązań. Paradoksy uczą patrzeć na świat wielowymiarowo".

Zmieńmy sposób korzystania z zasobów

Gospodarujący na Ziemi człowiek czyni sobie Ziemię poddaną. Ma prawo do nazywania rzeczy, które zaprojektował, zbudował i je użytkuje. Ludzkość, przyznając sobie przywilej do nieograniczonego korzystania z zasobów naszej planety, zagubiła istotny element procesu gospodarowania – moralność. Pisał o niej już Adam Smith. Właśnie dlatego, że był etykiem, podjął się opisania złożonego i wielowymiarowego świata gospodarującego człowieka. Moralność winna kroczyć zawsze przed chęcią człowieka do pogoni za zyskiem. Nauka, postrzegana jako zasób wiedzy niekodowanej i kodowanej, dała ludzkości szansę na długie życie, a wraz z udoskonalaniem techniki wytwarzania dóbr – progres w zakresie zaspokojenia potrzeb i pragnień człowieka. Jest on godny podziwu. W nadmiernej konsumpcji świata Zachodu tkwi sedno problemu, który Wallman James określił w 2017 r. mianem rzeczozmęczenia. Nigdy w historii człowieka nie było tak, że produkował on dobra, które miały krótkie życie. Współcześnie to jest norma. Działające urządzenia zastępujemy kolejnymi, jeszcze lepszymi, jak zapewniają specjaliści od sprzedaży. Psychologia stała się nauką pomocniczą dla marketingu. Aby sprzedać, należy sięgać coraz głębiej do pokładów ludzkiej psychiki. Czy to się opłaca? Odpowiadają na to pytanie ekonomiści, obudowani danymi statystycznymi. Kreują obraz stanu gospodarki, badając PKB, stopę zwrotu, zadłużenie, indeksy giełdowe itp. wskaźniki. Mityczny wzrost i przywiązanie człowieka do tego stanu gospodarki to miara sukcesu.

W Nowym Testamencie znajdziemy przypowieść, która być może stanowi cenną wskazówkę dla gospodarującego człowieka. Rozważnie gospodarujący dostępnymi zasobami ogrodnik prosi właściciela winnicy, aby ten nie wyrywał pochopnie drzewa figowego, które nie owocowało od trzech lat. Zaleca, że pochyli się nad drzewem z troską i po odpowiednich zabiegach agrotechnicznych będzie obserwował, jak zachowa się w kolejnym roku. Konkludując, gospodarujący człowiek powinien szanować dostępne mu zasoby, troszczyć się o nie i nierozważnie ich nie niszczyć, nawet wówczas, gdy w pewnym momencie stają się dla niego z pozoru bezużyteczne.

Spoglądając z punktu widzenia doświadczenia przeszłości, rodzi się pytanie, czy gospodarujący człowiek troszczył się o dostępne mu zasoby środowiska naturalnego. Dla starożytnych Greków deficytowym zasobem była ziemia produkująca żywność. Aby jej nadmiernie nie degradować Hellenowie zakładali kolonie, poznając przy tym dostępny im świat. Postrzeganie zasobów nie zmieniło się w Imperium Rzymskim. Feudum, czyli ziemia, to źródło bogactwa epoki feudalnej. Trójpolówka pozwalała na racjonalne gospodarowanie ziemią, a wraz z postępem wiedzy wspomagano ją naturalnym nawożeniem. Gleba jako zasób się regenerowała. Gdy człowiek posiadł zdolność produkcji energii niezależnej od sił przyrody, zasoby w formie surowców naturalnych dawały perspektywę zysku tym, którzy je wydobywali, i szansę na bogacenie się tym, którzy je efektywnie zagospodarowali i przetwarzali w fabrykach. W tym momencie dziejów nastąpił zwrot w postrzeganiu zasobów naturalnych Ziemi. Miarą sukcesu obwieszczono wzrost produkcji i sprzedaży. Ludzie zapomnieli o potrzebie dbania o regenerację środowiska naturalnego, obciążając je nadmiernie pozyskiwaniem surowców naturalnych i nieodwracalnie wprowadzanymi w nim zmianami. Wzrost ilościowy, mierzony liczbą wyprodukowanych czarnych aut marki Ford T, wykluczył z pola widzenia analityków ocenę jakościową tego wzrostu, mierzoną skalą wpływu gospodarczej ekspansji człowieka na środowisko naturalne.

Zasób zaufania

W zestawie zasobów, o których dyskutują uczeni, zasób zaufania jest szczególny. Bez zaufania nie ma dobrych relacji międzyludzkich. Zaufanie to nie tylko fundament społecznych interakcji, jest ono zasobem budującym pokłady optymizmu i tym samym otwierającym drogę do twórczego działania. Ten trudno mierzalny zasób we współczesnym świecie jest zasobem deficytowym. Potwierdza to choćby dyskusja o kosztach transakcyjnych, powiększających koszty prowadzenia działalności gospodarczej.

Gospodarujący człowiek odnosi sukces, o którym często decydują czynniki niemierzalne, osobiste przymioty. Predyspozycje czy talent są cechami jednostki, indywidualnym zasobem, którego nie można skopiować, podobnie jak linie papilarne są przypisane tylko do jednego człowieka. To właśnie z tego powodu budynek restauracji, który wynajmowało trzech restauratorów i każdy z nich zbankrutował, wynajmuje kolejny, czwarty przedsiębiorca i odnosi sukces, mierzony dużą liczbą zadowolonych klientów. Zaufał on swojej intuicji, której nie zmierzymy. Zaufał też otoczeniu, w którym prowadzi działalność gospodarczą. To jest bogactwo rozmaitych kontekstów, na które zwrócił uwagę prof. Jan Polowczyk. Optymizmem napawa to, że w lokalnych środowiskach duża część przedsiębiorców odchodzi od forsowania rozwoju za wszelką cenę. Preferują oni wzrost, jak sami mówią, satysfakcjonujący, czyli taki, który pozwala na godne życie, zachowując równowagę między pracą zawodową a życiem osobistym. Kierują się przy tym tzw. pragmatyzmem w zarządzaniu firmą. Są zwolennikami spokojnego, stałego wzrostu, bez podejmowania nadmiernego ryzyka. Cechują się oszczędnością i zazwyczaj zwracają uwagę na doświadczenie płynące z przeszłości. Nie produkują na zapas, często wykonują tyle, ile może wchłonąć lokalny rynek. Przedsiębiorcy tak postrzegający biznes wymykają się z ram, w których chciał ich widzieć Joseph Schumpeter. Pojawia się pytanie, czy zasługują oni z tego powodu na wykluczenie z elitarnego grona przedsiębiorców. Lokalizm, wzrost mierzony liczbą zadowolonych lokalnych klientów, jest alternatywą dla globalnych koncernów, bezwzględnych w swojej ekspansji dla tego, co lokalne. W tych środowiskach jest szansa na odbudowę zasobu zaufania i powrót do relacji osobistych w biznesie, osobiste poznanie klienta przez producenta.

Nauki ekonomiczne a ekologia

Człowiek stał się zagrożeniem dla miejsca, w którym żyje – planety Ziemia. W pogoni za mitycznym wzrostem gospodarczym zagubił sedno racjonalnego gospodarowania, którego symbolem może być wskazane drzewo figowe. W efekcie silnego naporu człowieka na zasoby środowiska naturalnego planeta Ziemia zatraciła zdolność do samoregulacji. Antropopresja zagraża życiu na Ziemi, na co mogą wskazywać nawet podstawowe dane przekazywane o temperaturze panującej na planecie.

Z tego powodu nauki ekonomiczne w większym stopniu powinny kierować się, oceniając działalność gospodarczą człowieka, na analizę jej pod kątem wpływu na środowisko naturalne. Gdy 26 maja 1969 r. U Thant, sekretarz generalny ONZ, po raz pierwszy w historii użył pojęcia „ogólnoświatowy kryzys wywołany zniszczeniem środowiska naturalnego", zdawało się, że gospodarujący człowiek się tymi słowami nie przejął. Nie był to kryzys nadprodukcji wywołujący następstwa społeczne w postaci bezrobocia i spowolnienia koniunktury gospodarczej. Nie był to też kryzys naftowy, związany ze wzrostem cen ropy naftowej, inflacją i stagnacją, ale był to kryzys zasobu, który w przekonaniu ówczesnych obserwatorów życia gospodarczego nie demolował wskaźników koniunktury. Wycinka lasów, zanieczyszczenie powietrza czy wód gruntowych i powierzchniowych, degradacja gleby to następstwa rozwoju, które planeta, w przekonaniu człowieka, powinna udźwignąć.

Tu pojawił się błąd poznawczy nauki. Wielu badaczy zlekceważyło dane o kondycji środowiska naturalnego, ponieważ były to informacje, którymi zajmują się, ujmując naukę w kategoriach monodyscyplin, przyrodnicy. Zamykanie się uczonych w wąskim kręgu monodyscyplinarnych badań mogło w przeszłości, i może nadal, prowadzić do błędnych diagnoz. Zbliżenie dyscyplin naukowych, wzajemne inspirowanie się i uznanie zasobu wiedzy jako jednego ogromnego potencjału budowanego w służbie człowieka powinno być podstawowym zadaniem osób opisujących świat.

Warto zwrócić na ten aspekt uwagę dzisiaj, gdy postrzeganie związków zachodzących między gospodarującym zasobami natury człowiekiem a światem przyrody jest nieodzowne do prawidłowego opisu źródeł i przyczyn bogactwa narodów. Nauki ekonomiczne powoli otwierają się na analizę kosztu wpływu człowieka na zasoby środowiska naturalnego. Koszt eksploatacji oferowanych przez środowisko naturalne zasobów to cena gospodarczej ekspansji człowieka. Jest to koszt antropopresji. Ten wskaźnik daje przede wszystkim jakościową ocenę podjętych przez człowieka działań i pozwala z innej perspektywy wydawać opinię o przebiegu koniunktury gospodarczej mierzonej do tej pory według tradycyjnych zasad, w uproszczeniu rzecz ujmując, wzrostem sprzedaży i produkcji. Gospodarujący człowiek powinien przyjąć do swojej świadomości, że dobrostan przyrody, obok dobrostanu człowieka, musi być na równi mierzony i podawany opinii publicznej do wiadomości. Współczesne nauki ekonomiczne to interdyscyplinarne spojrzenie na człowieka gospodarującego. Obok analizy zysku, stopy zwrotu czy wielkości straty na równych zasadach znajduje się ocena wpływu człowieka na środowisko naturalne. Wskaźnik antropopresji, liczony jako koszt, uczyni działalność gospodarczą człowieka moralną. Zbliży człowieka do postulowanego przez prof. Mariana Gorynię homo oeconomicus moralis, który własne krótkookresowe interesy, jak postuluje prof. Grzegorz Kołodko, podporządkuje interesom ogólnoludzkim.

Projektując przyszłość, spoglądajmy w przeszłość

Przyszłości nie można przewidzieć, dlatego kryzysy zaskakiwały ekonomistów. Możemy przewidzieć schemat przebiegu paniki ludzi zgromadzonych w obiekcie użyteczności publicznej, a mając doświadczenia zebrane z przeszłości, przygotować przestrzeń tak, aby gdy ona wybuchnie, minimalizować jej skutki. W gospodarce globalnej, i tej lokalnej również, możemy dzisiaj określić punkty ryzyka, wskazać np. na wzrastające bezrobocie, rosnącą inflację, poprzerywane łańcuchy dostaw, wahania cen akcji. Te fakty znamy z przeszłości i ekonomiści znaleźli na nie remedium.

Nadal jednak nie wiemy, a pytanie brzmi, czy w ogóle będziemy wiedzieli, jak zabezpieczyć się przed kryzysem dotykającym środowisko naturalne. Doświadczamy na co dzień zmian klimatycznych, stosujemy coraz to nowocześniejsze zabezpieczenia budynków, dróg i mostów przed intensywnymi zjawiskami zachodzącymi w pogodzie, a nadal nie opracowaliśmy remedium na zapewnienie bezpiecznej dla przyszłych pokoleń przestrzeni środowiska naturalnego. Nauki ekonomiczne coraz śmielej optują za tym, aby homo oeconomicus moralis zaczął dostrzegać drzewo figowe, które wymaga większej troski, aby w przyszłości wydać owoce lepszej jakości. Dzisiaj istnieje tylko dzięki temu, co człowiek zrobił wczoraj, a jutro będzie bardziej przewidywalne dlatego, że dzisiaj tworzymy jego fundament. I tak niezmiennie, jak w wiecznie działającej maszynie, toczą się dzieje człowieka, który czyni sobie Ziemię poddaną.

Dr hab. Sławomir Kamosiński jest profesorem Uniwersytetu Kazimierza Wielkiego w Bydgoszczy

Na łamach „Rzeczpospolitej" ukazały się bardzo inspirujące teksty trzech wybitnych współczesnych polskich ekonomistów: prof. Grzegorza Kołodki „Dokąd zmierza ekonomia?" (8 lipca 2021 r.), prof. Mariana Goryni, „Dokąd zmierzają nauki ekonomiczne?" (5 sierpnia 2021 r.), prof. Jana Polowczyka „Dokąd zmierzają nauki ekonomiczne?" (27 sierpnia 2021 r.). Dyskusja odnosi się do kluczowej kwestii przyszłości nauk ekonomicznych. Prof. Grzegorz Kołodko konkluduje: „Kluczowy element koniecznej zmiany paradygmatu ekonomii to odejście od dyktatu maksymalizacji zysku i ilościowego wzrostu produkcji jako celu gospodarowania". Prof. Marian Gorynia zwraca uwagę, że „kluczowa będzie zmiana mentalności ludzkiej i odejście od agresywnej wersji homo oeconomicus ku homo oeconomicus moralis". Prof. Jan Polowczyk pisze: „Zamiast poszukiwać uniwersalnych praw, spróbujmy przedstawiać rzeczywistość w całym bogactwie rozmaitych kontekstów, które prowadzą do różnych wniosków i rozwiązań. Paradoksy uczą patrzeć na świat wielowymiarowo".

Pozostało 92% artykułu
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację