Decyzja Węgier o włączeniu się w realizację projektu gazociągu South Stream to ogromny sukces Rosjan. Zarówno gospodarczy, jak i polityczny, to bowiem zagranie na nosie Brukseli. South Stream, który pobiegnie przez Bułgarię, Serbię, Węgry i dalej do Włoch, de facto blokuje wspierany przez UE projekt Nabucco mający dostarczać na południe Europy gaz azjatycki. Teraz znacznie trudniej będzie uzasadnić ekonomiczny sens budowy kolejnej rury. Co ciekawe, ci sami Węgrzy w ostatnich dniach poparli ideę Nabucco. Cóż im szkodziło.

Głosy ośmiu państw UE, w tym zaangażowanych w interesy z Gazpromem Niemiec, zablokowały inny forsowany przez Brukselę pomysł – podziału właścicielskiego sieci przesyłu energii i jej producentów. Miało to utrudnić Rosjanom penetrację wewnętrznego rynku UE. I choć ostateczne decyzje nie zapadły, widać , że o wspólne stanowisko będzie trudno.

Oba te przypadki ujawniły słabość energetycznej polityki Komisji. Kraje UE mają do wyboru dość mętne koncepcje Brukseli i uzależniający, acz boleśnie konkretny, Gazprom. Ta druga opcja jest, niestety, wciąż bardziej przekonująca.

Skomentuj na blog.rp.pl