Premier wzywał do głosowania „za" w imię ponadpartyjnego poparcia dla uczestnictwa Polski w Unii Europejskiej, ale w trosce o swój lekko eurosceptyczny elektorat okrasił to zaraz mrożącą krew w żyłach opowieścią o tym, jak to niechętna nam Europa nie chciała dać nawet złamanego eurocenta, ale on zmusił ją do kapitulacji. Jego zdecydowanie bardziej eurosceptyczny koalicjant wprawdzie głosu nie dostał, ale za to stroił wiele mówiące zagniewane miny (prawie jak u Gombrowicza). Przywódca największej partii opozycyjnej w zasadzie pominął problem Funduszu Odbudowy, skupiając się na krytykowaniu innej opozycyjnej partii. Zwracając się do lewicy, sugerował, że tylko jej zdrada spowodowała, że rząd nie upadł, a on nie został premierem. Z kolei przedstawiciel oskarżonej o tak perfidną nielojalność lewicy żarliwie bronił decyzji o poparciu rządu, przywołując wizję tysięcy mieszkań i innych wielkich korzyści, które (rzekomo) zagwarantowano dzięki temu poparciu.
Słowem, każdy powiedział, co chciał, każdy postarał się zdobyć poklask swoich wyborców, a wynik głosowania był taki, jak było od początku jasne. Koalicji rządowej udało się zjeść ciastko i zachować ciastko (dostęp do pieniędzy z UE z pewnością znów ją scementuje).
A opozycja po raz kolejny pokazała, w jaki sposób może przegrać każdy mecz, nawet wtedy, gdy toczy się go na sprzyjającym terenie.
Zostawmy jednak politykę, a popatrzmy na gospodarkę. Wtedy wszystko będzie bardziej jasne, co wcale nie znaczy, że wolne od dylematów. Po pierwsze, nasza gospodarka jest w fatalnym stanie. Owszem, lepszym niż Hiszpanii czy Włoch, ale i u nas wirus wyrządził niewiarygodne szkody (zwłaszcza w inwestycjach). Udało się nam uniknąć katastrofy, ale za cenę wielkich długów, które zaciążą na przyszłym rozwoju. Mówiąc krótko: potrzebujemy mocnego impulsu, by ruszyć z miejsca.
Po drugie, europejski Fundusz Odbudowy daje nadzieję na taki właśnie impuls. To pieniądze, których nie bylibyśmy w stanie pożyczyć na światowych rynkach ani w tak krótkim czasie, ani w takiej ilości, ani – co najważniejsze – na tak korzystnych warunkach (bez złudzeń: warunki będą dobre głównie dlatego, że pożyczki mają gwarancje Niemiec). Po trzecie, sprawa Funduszu Odbudowy pokazuje, dlaczego warto być w Unii, nawet jeśli nie działa ona w sposób idealny. I dlaczego wezwania lub decyzje wiodące w stronę wyprowadzenia kraju z Unii są ekonomicznym szaleństwem.