Wśród wielu talentów prezesa Kaczyńskiego na szczególnie wysoką ocenę zasługuje jego zdolność do przekierowywania publicznej dyskusji z tematów ważnych na mające drugorzędne znaczenie. Najświeższym przykładem jest zainicjowanie dyskusji na – niemający praktycznego znaczenia – temat niebezpieczeństwa gwałtownego wzrostu cen w razie przystąpienia Polski do strefy euro, przy równoczesnym wyniosłym pomijaniu problemów oświaty, które przyjmują dzisiaj dramatyczny obrót. Zdezorientowana opozycja cofnęła się do głębokiej defensywy, nie będąc w stanie podjąć merytorycznej dyskusji.
Nie mam oczywiście zamiaru sugerować prezesowi Kaczyńskiemu, jakie problemy winny zajmować jego zapracowany umysł. Mam jednak prawo podjąć dyskusję na temat tez, jakie wygłosił w trakcie ostatniego wystąpienia na konwencji wyborczej PiS, które były poświęcone ewentualnemu przystąpieniu Polski do strefy euro. Przede wszystkim należy wyrazić zdziwienie, dlaczego prezes Kaczyński z taką mocą przeciwstawia się przyjęciu przez Polskę wspólnej, europejskiej waluty właśnie dzisiaj, tak jakby to niebezpieczeństwo stało u bram. Przecież dzisiaj decyzje w tym zakresie spoczywają całkowicie w rękach prezesa Kaczyńskiego i bez jego decyzji żadne działania w tym względzie nie mogą być i nie będą podjęte. Słuchając wystąpienia szefa PiS, można odnieść wrażenie, że stara się wykorzenić ze swojej głowy wszelką pozytywną myśl na temat euro, która, nie daj Boże, mogłaby go skłonić do poważnego rozważenia ewentualności przyjęcia euro, które jego zdaniem jest instrumentem eksploatacji biedniejszych krajów, takich jak Polska, przede wszystkim przez główne źródło zła na naszym kontynencie – Niemcy.
Drożyzna i wykorzystywanie przez silniejszych
Wystąpienie prezesa Kaczyńskiego oparte było na dwóch założeniach. Po pierwsze, że po przystąpieniu Polski do strefy euro rodacy będą musieli zmagać się z szalejącą drożyzną i, po drugie, że Polska może przystąpić do strefy euro wtedy, gdy płace będą w przybliżeniu równe płacom w krajach starej UE, z mitycznymi Niemcami na czele. Ekonomiczne uwarunkowania poziomu płac w różnych gospodarkach są niezwykle złożone i ich analiza przekraczałaby ramy publicystycznego artykułu. Mogę jedynie zwrócić uwagę szanownego prezesa, że właśnie traci dobrą okazję do zwiększenia wynagrodzeń w Polsce, ignorując całkowicie słuszne żądania nauczycieli. Zważywszy, że nauczyciele stanowią ok. 5 proc. zatrudnionych w gospodarce, wzrost wynagrodzeń tej grupy zatrudnionych o 30 proc. spowodowałby wzrost przeciętnych wynagrodzeń w Polsce o ok. 1,5–2,0 proc.
Skupmy się jednak na drugim założeniu prezesa Kaczyńskiego, a mianowicie, że przystąpienie do strefy euro oznaczałoby wysoką inflację w Polsce. Ta hipoteza jest głoszona przez wielu ekonomistów i polityków od wielu lat, jednakże jak dotąd nie spotkałem się z argumentami, które uzasadniałyby jej prawdziwość. Najczęściej ci, którzy propagują tę hipotezę, odwołują się do subiektywnych odczuć obywateli krajów, które przyjęły euro, którzy twierdzą, że po przyjęciu euro doświadczyli wysokiej inflacji – hiperinflacji niemal. Ta argumentacja nie wykracza z reguły poza ramy tego, czego można się dowiedzieć u cioci na imieninach.
Zastanówmy się zatem, co mówią nam dane dotyczące inflacji w krajach, które przyjęły wspólną walutę. W naszej analizie pominiemy te kraje, które przystąpiły do strefy euro w momencie jej tworzenia i skupimy się na tych krajach, które przystąpiły do strefy euro po 2002 r. To podejście jest tym bardziej uzasadnione, że zdaniem prezesa Kaczyńskiego, a także innych polityków i ekonomistów żywiących podobne przekonania, przystąpienie do strefy euro jest szczególnie niekorzystne dla krajów o niższym poziomie rozwoju, do których należą kraje, które przystąpiły do strefy euro po 2002 r. Do krajów tych należą: Słowenia (2007), Cypr (2008), Malta (2008), Słowacja (2009), Estonia (2011), Łotwa (2014) i Litwa (2015).