Jako badacz polityki klimatycznej często jestem pytany: co jest największą przeszkodą na drodze do dekarbonizacji? Moja odpowiedź zmieniła się diametralnie w ciągu ostatnich kilku lat. Wcześniej wskazywałem na złożoną kombinację braku konkurencyjnych kosztowo zielonych technologii i braku woli politycznej. Dziś wskazuję na coś innego. Coś mniej namacalnego, ale prawdopodobnie bardziej wymagającego: brak ekologicznej umowy społecznej.
Kto poniesie koszt dekarbonizacji
Zielona rewolucja już się rozpoczęła napędzana przez oszałamiające obniżenie kosztów technologii ekologicznych i globalne dążenie do neutralności klimatycznej do połowy stulecia. Można więc zapytać: co mogłoby pójść nie tak, skoro tańsze technologie ekologiczne i bezprecedensowe polityczne ambicje ekologiczne szybko się zbiegają?
Niestety, sytuacja nie jest tak prosta, jak się wydaje. Im bardziej postępuje dekarbonizacja, tym bardziej zmienia ona kształt naszych gospodarek i wpływa na nasz styl życia. Nic nie pozostanie nietknięte w tym procesie: zielony świat będzie głęboko różnił się od tego, który znamy dzisiaj.
Taka radykalna transformacja wywoła również pytania o to, kto powinien ponosić koszty działań na rzecz klimatu zarówno w poszczególnych krajach, jak i między krajami. Zwróci to uwagę na konieczność dopilnowania, by koszty działań na rzecz klimatu nie spadły w sposób nieproporcjonalny na osoby najuboższe. Działania w dziedzinie klimatu powinny być w istocie zaplanowane w taki sposób, aby zwiększyć równość społeczną. I tego właśnie powinna dotyczyć nowa zielona umowa społeczna.
Doświadczenia francuskie związane z ruchem „żółtych kamizelek" stanowią najwyraźniejszy przykład niebezpieczeństw i politycznych przeszkód, z jakimi mogą się spotkać rządy na całym świecie, próbując odzwyczaić swoich obywateli od paliw kopalnych. Polityka klimatyczna powinna być wprowadzana w połączeniu z mechanizmami kompensacyjnymi, aby złagodzić cios dla najbardziej narażonych.