W pułapce niskich płac

Polska gospodarka od lat nie może się wyrwać ze stanu małej aktywności zawodowej, zapóźnienia technologicznego i w efekcie niskich płac. Co gorsza, w najbliższych latach proces doganiania najlepiej rozwiniętych krajów świata może zahamować – piszą ekonomiści.

Publikacja: 16.01.2014 10:14

Nie stanie się tak dlatego, że przestaniemy się rozwijać, lecz dlatego, że nasz rozwój spowolni. Obawiamy się, że Polska podąża ścieżką wytyczoną przez kraje południa Europy. Region ten przez lata upatrywał swojej szansy rozwojowej niemal wyłącznie w poprawie stanu infrastruktury transportowej i wydatkowaniu środków strukturalnych EWG i UE, a zaniedbywał jednocześnie niepopularne kwestie konkurencyjności instytucjonalnej, regulacyjnej i innowacyjności oraz długookresowej równowagi makroekonomicznej.

Przykład, którego nie warto naśladować

Mimo znalezienia się w przedsionku państw rozwiniętych Portugalia, Grecja czy Hiszpania nie znalazły recepty na dołączenie do światowej elity. Ich relatywny poziom zamożności w porównaniu z Niemcami, Szwecją czy USA jest dziś mniej więcej taki sam jak w roku 1970. Ta trwająca 40 lat stagnacja – rozumiana jako zatrzymanie procesów konwergencji – silnie kontrastowała z okresem wcześniejszym (1950–1975), kiedy Europa Południowa rozwijała się wyraźnie szybciej nie tylko od światowego lidera technologicznego – USA, ale i od przeżywającej tzw. chwalebne trzydziestolecie Europy Północnej. Silnik, który napędzał jej wzrost, jednak się zatarł. Stare recepty przestały działać, nowych nie szukano, bo uznano, że dolce vita już jest na wyciągnięcie ręki.

Polska jest krajem, którego gospodarka skupia się wciąż w branżach relatywnie pracochłonnych, szukającym własnej przewagi w niskich wynagrodzeniach

Głównym powodem utknięcia Południa w pułapce niedorozwoju była słabość instytucjonalna, uniemożliwiająca właściwe zdiagnozowanie trapiących je problemów, oraz brak woli politycznej do wdrożenia rozwiązań adekwatnie je adresujących. Czujność południowoeuropejskich elit uśpiła akcesja do UE i płynące z niej fundusze strukturalne, a następnie przyjęcie euro. Procesy te zmniejszyły presję na prowadzenie odpowiedzialnej polityki makroekonomicznej, pozwalając na nadmierną konsumpcję i życie ponad stan przez lata. Unikanie w debacie politycznej ważnych kwestii ekonomicznych i zastępowanie ich populistycznymi „tematami zastępczymi", niska jakość otoczenia biznesu, przechylenie struktury wydatków publicznych na rzecz sfery socjalnej, zawężenie myślenia o rozwoju do kwestii infrastrukturalnych, niechęć do inwestowania w badania i rozwój oraz oparcie wzrostu na stymulowanym przez kredyt konsumpcyjnym boomie – to praktyczne przyczyny wykolejenia się krajów Południa. Z roku na rok tradycyjne, oparte na niskich kosztach pracy przewagi konkurencyjne firm hiszpańskich czy greckich malały, a w ich miejsce nie pojawiały się nowe, bez których wyróżnienie się na konkurencyjnym rynku światowym stało się niemożliwe.

Sukces z przeszłości ?nie gwarantuje sukcesu ?w przyszłości

Szybki wzrost ostatnich dwóch dekad Polska zawdzięcza restrukturyzacji technologicznej i organizacyjnej, umożliwionymi przez szybką stabilizację fiskalną i monetarną osiągniętą dzięki reformom rynkowym lat 1990. Opanowanie hiperinflacji, stabilizacja waluty, prywatyzacja i imitacja rozwiązań prawnych sprawdzonych w Europie Zachodniej pozwoliły na uruchomienie prostych rezerw efektywnościowych oraz podniesienie naszej wydajność znacząco ponad poziom wyjściowy. Coraz lepiej wykształceni Polacy okazali się wyjątkowo skuteczni w imitacji wzorców zachodnich, absorpcji zagranicznego know-how oraz przyciąganiu niskimi wynagrodzeniami międzynarodowego kapitału. Niepowodzenia europejskiego Południa wskazują jednak, że ten model rozwoju ma swoje ograniczenia, a dalszy wzrost gospodarczy nie może opierać się na tych samych czynnikach, które sprawdziły się w ostatnim ćwierćwieczu.

W polskiej debacie publicznej silnie powinno wybrzmieć przesłanie, że sukcesy transformacji lat 1989–2012 nie dają gwarancji awansu w kolejnych dekadach. Niezmiennie pozostajemy krajem, którego gospodarka skupia się w branżach relatywnie pracochłonnych, szukającym własnej przewagi w niskich wynagrodzeniach. Płace są dziś w Polsce – przy bezpośrednim przeliczeniu kursowym – blisko czterokrotnie, a po uwzględnieniu parytetu siły nabywczej blisko dwukrotnie niższe niż w Europie Północnej. Nawet w tych nielicznych firmach, których produktywność jest na poziomie niemieckim, wciąż kształtują się one wyraźnie poniżej zagranicznych konkurentów. Dzieje się tak dlatego, że ogólnie niski poziom produktywności dominujących sektorów naszej gospodarki ogranicza ogólny poziom płac w kraju i siłę przetargową wszystkich pracujących.

Niski poziom robotyzacji krajowego przemysłu (przeciętna liczba robotów przemysłowych przypadająca na 10 tys. pracowników w Polsce to 14, przy średniej europejskiej 77 i 250 w Niemczech) oraz czterokrotnie niższe nakłady kapitałowe na zatrudnionego syntetycznie oddają fakt skupienia się działalności produkcyjnej w branżach średniozaawansowanych technologicznie. Udział towarów high-tech w naszym eksporcie zwiększa się najwolniej w Europie Środkowej, tak, że po 25 latach transformacji jedynie 6 proc. sprzedaży zagranicznej polskich przedsiębiorstw to produkty branż wysoko zaawansowanych technicznie, wobec 15 proc. na Węgrzech i 17 proc. w Czechach. Eksport pracochłonnych wyrobów przy równoczesnym imporcie drogich surowców energetycznych i produkcji high-tech skazuje nas na niemal permanentny deficyt handlowy, znikający jedynie w okresach spowolnienia.

Potrzebna deregulacja ?i innowacyjność

Poszukując źródeł relatywnie niewielkiej konkurencyjności naszej gospodarki, należy wyjść od porównań międzynarodowych. Wiele badań przekrojowych, takich jak m.in. Doing Business i Paying Taxes prowadzone przez Bank Światowy, Economic Outlook OECD czy ranking WGI Global Regulatory Index, wskazuje na główne bolączki instytucjonalne i regulacyjne trapiące polską gospodarkę. Inwestowaniu w naszym kraju nie sprzyjają ogólne bariery przedsiębiorczości, w tym w szczególności przewlekłość i kosztowność procedur administracyjnych (np. budowlanych, prawa energetycznego), długość procedur decydujących o wejściu na rynek nowych przedsiębiorstw, a także zakres sprawozdawczości i kontroli narzucanych przez polskie państwo na już działające firmy. Problemem jest również skomplikowanie i nieprzewidywalność systemu podatkowego oraz sporadyczność zaangażowania kanału elektronicznego w płacenie podatków i utrzymywanie kontaktów między biznesem a urzędami.

Źle ukształtowane bodźce działania aparatu skarbowego, premiujące restrykcyjność wobec zwykłych podatników przy niskiej skuteczności egzekucji wobec oszustów celowo naruszających przepisy, rzucają kłody pod nogi wielu polskim firmom, jednocześnie powiększając dziurę w finansach publicznych. To samo można powiedzieć o nieefektywnie działających sądach gospodarczych – egzekucja należności należy do najwolniejszych i najmniej efektywnych w krajach OECD. A szansa na przeprowadzenie szybkiej i efektywnej ekonomicznie procedury upadłościowej niezakończonej likwidacją spółki, ale przeprowadzeniem sanacji znajdującej się w kłopotach firmy, jest bliska zeru. Wszystko to zwiększa koszty i ryzyko prowadzenia działalności gospodarczej, obniżając rentowność i powodując zarzucenie wielu projektów inwestycyjnych.

Ograniczona produktywność polskiej gospodarki jest spowodowana niedostatecznym zaangażowaniem wiedzy w to, co jest produkowane. Stopień przetworzenia wytwarzanych w Polsce dóbr jest znacznie niższy niż w sąsiednich Niemczech czy nawet Czechach. Mniej złożone są także sieci kooperacyjne między naszymi firmami. Niewątpliwy sukces edukacyjny okresu transformacji obrazowany znaczącym zwiększeniem się odsetka ludzi legitymujących się wyższym wykształceniem i poprawiającymi się z edycji na edycję wynikami międzynarodowego badania kompetencji 13-latków PISA zderza się z rynkiem pracy, który nie potrafi go dobrze zagospodarować. Wiele młodych, dobrze wykształconych osób pracuje bez wykorzystania swoich kwalifikacji lub szuka możliwości ich spożytkowania zagranicą. Tworząc bodźce dla importu zagranicznej myśli technologicznej, nie umiemy bowiem stworzyć ekosystemu, który zachęci polskie firmy do inwestowania w badania i rozwój, a na naszych uczelniach uruchomi mechanizmy gwarantujące szybkie dołączenie do europejskiej elity naukowej.

Nowa fala modernizacji

Polska potrzebuje impulsu inicjującego nową falę modernizacji poprzez połączenie rozwiązań deregulacyjnych ze stworzeniem bodźców dla procesów innowacyjnych i rozwoju nietradycyjnych sektorów o wysokiej wartości dodanej. Istotą przeprowadzanych zmian powinno być ograniczenie obecnej, administracyjno-biurokratycznej formy obecności państwa w gospodarce. Chodzi o to, aby zmniejszyć formalne i nieformalne ciężary nakładane na sektor prywatny przez sektor publiczny przy równoczesnym wzroście strategicznych – w kontekście globalnej konkurencji – funkcji państwa, szczególnie w zakresie budowania podstaw nowoczesnej gospodarki. Jest to konieczne uzupełnienie prowadzonych już działań infrastrukturalnych, które powinno zainicjować nową falę modernizacji i uruchomić samonapędzający i samopodtrzymujący się mechanizm przekształceń gospodarczych.

W ramach agendy deregulacyjnej niezbędne jest zaadresowanie kluczowych problemów otoczenia instytucjonalnego naszego biznesu. Polityka publiczna powinna się przy tym skoncentrować na zaadresowaniu w pierwszej kolejności problemów dobrze określonych i opisanych ilościowo i zaproponować wyznaczenie jasno określonych celów do osiągnięcia w horyzoncie roku 2015 czy 2020. Tego typu działania można podjąć głównie poprzez klarowne zobowiązanie polityczne, którym towarzyszyłby monitoring działań rządu prowadzony przez niezależną instytucję lub organizację. Ponieważ w międzynarodowych badaniach porównawczych Polska oceniana jest jako kraj szczególnie nieprzyjazny podatnikom i inwestorom, to największa uwaga musi się skupić na kwestiach regulujących zasady działania aparatu skarbowego i bodźce instytucjonalne skłaniające jego pracowników do niepożądanych systemowo zachowań. Do szczególnie rekomendowanych przez nas rozwiązań należą: ograniczenie dowolności orzeczeń, wprowadzenie wiążącej interpretacji podatkowej, założenie o domniemaniu niewinności podatnika, a także zaadresowanie problemu niskiej jakości orzeczeń sądów gospodarczych, poprzez wzmocnienie procesu edukacji ekonomicznej i finansowej sędziów i prokuratorów oraz promowanie zatrudnienia doświadczonych praktyków.

Intensywny drenaż mózgów

W ramach agendy innowacyjności szczególnie ważne jest zaadresowanie problemu niedostatecznej jakości badań naukowych i szkolnictwa wyższego. To właśnie w tym segmencie polskiej gospodarki mamy do czynienia z wyjątkowo intensywnym drenażem mózgów (emigracja absolwentów, młodych doktorów, pracowników nauki) przy jednoczesnym utrwaleniu zachowań nieprzystających do gospodarki rynkowej. Nic dziwnego, że w tej sytuacji nawiązanie produktywnej współpracy między nauką a biznesem jest zgoła niemożliwe. Odwrócenie tego negatywnego trendu wymaga stworzenia dla młodych naukowców warunków pracy porównywalnych z tymi, z jakimi mają do czynienia na Zachodzie, a więc wzrostu publicznego finansowania badań w stopniu gwarantującym osiągnięcie konkurencyjności płacowej i naukowej na poziomie europejskim (tj. do ok. 0,7–0,8 proc. PKB). W połączeniu z wdrażaną już, lecz wymagającą kontynuacji oceną za efekty (publikacje, wdrożenia), premiowaniem współpracy z biznesem i zastosowań praktycznych, importem kompetencji (liderów zespołów) z Zachodu oraz inwestycjami w infrastrukturę naukową położyłoby to solidny fundament pod innowacyjną Polskę przyszłości. Równoległego zaadresowania wymagałby problem dalekiej od oczekiwań jakości kształcenia na poziomie wyższym. Aby zmusić uczelnie do przygotowania swych przyszłych absolwentów do wyzwań na rynku pracy, niezbędna wydaje się nam zarówno częściowa odpłatność za studia, jak i zwiększenie finansowania publicznego wybranych, czołowych uniwersytetów z jasnymi celami jakościowymi.

Przeprowadzenie tych dwóch agend w sposób skoordynowany będzie silnym impulsem znacząco zwiększającym zaangażowanie w polskiej gospodarce sektorów o wysokim zaawansowaniu technologicznym. Da to nam szansę na przesunięcie się wyżej na globalnej drabinie produktywności i uniknięcie losu krajów europejskiego Południa, które zbyt wcześnie uwierzyły, że drogą do dobrobytu jest tylko lepsza infrastruktura i przyciąganie inwestycji zagranicznych w pracochłonnych branżach przemysłowych. Między Portugalią a Koreą Południową jest dużo przestrzeni. Od polskiej polityki zależy, gdzie się w niej znajdziemy.

Maciej Bukowski reprezentuje WISE ?Institute oraz Szkołę Główną Handlową, Andrzej Halesiak i Ryszard Petru – Towarzystwo Ekonomistów Polskich.

Nie stanie się tak dlatego, że przestaniemy się rozwijać, lecz dlatego, że nasz rozwój spowolni. Obawiamy się, że Polska podąża ścieżką wytyczoną przez kraje południa Europy. Region ten przez lata upatrywał swojej szansy rozwojowej niemal wyłącznie w poprawie stanu infrastruktury transportowej i wydatkowaniu środków strukturalnych EWG i UE, a zaniedbywał jednocześnie niepopularne kwestie konkurencyjności instytucjonalnej, regulacyjnej i innowacyjności oraz długookresowej równowagi makroekonomicznej.

Przykład, którego nie warto naśladować

Pozostało 96% artykułu
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację