Wprowadzenie systemu aukcyjnego dla odnawialnych źródeł energii (OZE) w obecnej formie niesie wiele zagrożeń. Pierwsza w Polsce symulacja aukcji dla OZE (8–13 maja) pokazała ich skalę. Zainteresowanie uczestników i obserwatorów koncentrowało się na cenach, które pozwoliły na wygraną w przypadku poszczególnych technologii [wytwarzania energii – red]. Okazało się, że mechanizm aukcyjny zapisany w ustawie OZE nie jest neutralny technologicznie i nie jest tak, że aukcje wygrają ci, którzy zaoferują najniższą cenę za megawatogodzinę z zielonych źródeł.
Podczas symulacji odwzorowano rzeczywistą aukcję, wprowadzono więc podział na projekty ponad i do 1MW, w połączeniu z limitami dla technologii odnawialnych pracujących do i ponad 4 tys. godz. w roku. W rezultacie w jednym koszyku było ośmiokrotnie więcej ofert niż dostępnych limitów, podczas gdy innych projektów było mniej. Trzeba też podkreślić, że składający oferty w naszej aukcji nie wiedzieli ani, ilu inwestorów złożyło ofertę wcześniej, ani ilu jeszcze to zrobi. Nie wiedzieli też, w jakich technologiach będą składane oferty. Kierowali się zatem własną percepcją rynku.
Okazało się że nie pomylili się w ocenie. W koszyku, gdzie zostało złożonych najwięcej ofert, oferowane były najniższe ceny (dużo poniżej ceny referencyjnej), podczas gdy w koszykach technologicznych, w których konkurencja była bardzo niewielka, oferowane ceny były bliskie lub równe referencyjnym. Oznacza to, że uczestnicy aukcji prawidłowo odczytali sytuację na rynku. Podczas aukcji 90 firm złożyło 140 projektów (o łącznej mocy 3700 MW) w ośmiu technologiach. Próba była więc reprezentatywna.
Brak neutralności
Brak neutralności technologicznej systemu i nakładający się na to brak zrównoważonej podaży projektów w poszczególnych rodzajach technologii musiał spowodować skutki, których być może niektórzy się nie spodziewali. Przede wszystkim wcześniej wyczerpał się budżet niż ilość megawatogodzin. Pozostały „niewykorzystane MWh". Dlaczego? Ostra konkurencja tylko w jednym koszyku i wynikające z niej niskie ceny nie zrekompensowały wyższych cen w koszykach, w których konkurencja był znacznie mniejsza i oferowane ceny były bliskie referencyjnym. Nie jest więc tak, że aukcje prowadzą do bezwzględnego obniżenia kosztów wsparcia. Koszt ten w praktyce byłby jeszcze niższy, gdyby podobnymi wynikami skończyła się prawdziwa aukcja. Poziom oferowanych cen w najbardziej konkurencyjnym koszyku (240–323 zł/MWh przy cenie referencyjnej 405 zł/MWh) nosi wszelkie znamiona underbiddingu: oferowania cen poniżej kosztów. A to oznacza, że znaczna część projektów może nigdy nie zostać zrealizowana.
Według szacunków projekty 25–49 megawatogodzin, które wygrały symulację aukcji, mogą nigdy nie zostać zrealizowane. Wynika to z prostej zależności pomiędzy oferowaną ceną a deklarowaną produktywnością. Nie ma np. możliwości wybudowania farmy wiatrowej o wysokiej produktywności za 3–5 mln zł za każdy megawat mocy zainstalowanej, a takie wartości musiałyby być przyjęte, by projekty z najniższymi oferowanymi cenami uzyskały choć minimalną rentowność.