Konrad Szymański: Raport Maria Draghiego, czyli słoń w unijnym salonie

Wbrew temu, czego można byłoby się spodziewać po naczelnym technokracie Unii Europejskiej, raport o konkurencyjności unijnej gospodarki przygotowany przez Maria Draghiego nie jest tylko i wyłącznie ćwiczeniem z makroekonomii. Warto uważnie przeanalizować ten dokument – pisze były minister ds. europejskich.

Publikacja: 12.09.2024 04:30

Były prezes Europejskiego Banku Centralnego i były premier Włoch Mario Draghi

Były prezes Europejskiego Banku Centralnego i były premier Włoch Mario Draghi

Foto: AFP

Były prezes Europejskiego Banku Centralnego i były premier Włoch Mario Draghi, którego nadzwyczajna reputacja zbudowała się na skutecznej nawigacji polityką monetarną strefy euro w czasie kryzysu lat 2008–2012, umieścił problematykę słabnącej konkurencyjności Europy w szerokim politycznym kontekście. „Podstawowymi wartościami Europy są dobrobyt, równość, wolność, pokój i demokracja w zrównoważonym środowisku. UE istnieje, aby zapewnić Europejczykom korzystanie z tych podstawowych praw. Jeśli Europa przestanie je gwarantować, straci powód swojego istnienia” – pisze dramatycznie we wstępie.

Diagnoza Draghiego dobitnie pokazuje, jak przebiega systematyczny i konsekwentny spadek pozycji gospodarczej Europy. Powodem jest zmniejszenie produktywności, brak innowacyjności, niedobór wykwalifikowanych pracowników, wysokie ceny energii, koszty transformacji klimatycznej i zmiany w handlu międzynarodowym, nierzadko polegające na nieuczciwej konkurencji. 

Raport Maria Draghiego o konkurencyjności Unii Europejskiej: Czas na reakcję

Mario Draghi pokazuje, że wobec zmieniających się znacząco okoliczności zewnętrznych Europa nie może pozwolić sobie na bezczynność i prokrastynację, która gwarantowała dotychczasowy werbalny konsensus, znany z posiedzeń Rady Europejskiej. 

Trzy zmiany, które stawiają nas w nowym, nieznanym dotychczas położeniu, to rewolucja w handlu światowym, który – wobec protekcjonizmu i wzrostu Chin – przestaje być pewnym źródłem nadwyżek dla Europy; koszty energii, w tym koszty raptownego wycofania się z rosyjskich paliw kopalnych (45 proc. gazu w 2021 roku); oraz rosnące nagle koszty bezpieczeństwa w Europie, szczególnie na tle radykalnego obniżenia wydatków zbrojeniowych po 1990 roku. 

Czytaj więcej

Mario Draghi ostrzega przed „powolną agonią” UE. Proponuje wielki plan inwestycyjny

Głównym postulatem jest zwiększenie inwestycji o dodatkowe 800 mld euro rocznie. To 4,7 proc. PKB Unii, czyli ponad dwa razy więcej niż plan Marshalla po wojnie i ponad cztery razy więcej niż roczny budżet UE. Ale nie chodzi tu przecież tylko o fundusze publiczne. Wręcz przeciwnie – cztery piąte tej sumy powinno pochodzić od inwestorów prywatnych, którzy wybierają dziś inne rynki. Aby tak się stało w UE, powinna być ukończona unia rynków kapitałowych oraz uproszczona regulacja. Razem z publicznym wsparciem dla nowych, obarczonych większym ryzykiem inwestycji. Powinno to zatrzymać innowacje w Europie przed ucieczką do USA i Chin. To tutaj pojawia się postulat powrotu do emisji długu, który tym razem miałby finansować innowacyjną pogoń za resztą świata. Jest to temat prowokacyjny, ale trudno uznać ten postulat za kluczowy dla redakcji raportu. Choć brakujące miliardy – nawet przy tak optymistycznych założeniach dotyczących inwestycji prywatnych – można wziąć tylko z trzech źródeł: budżetów narodowych, podatków europejskich i właśnie długu. Pieniądze są prawdziwym słoniem w unijnym salonie. Dalej przepakowywać tego samego 1 proc. PKB Unii się nie da. 

Draghi przekonuje, że za każdym razem strategiczne cele w obszarze przemysłu można osiągać, tylko tworząc szeroki zestaw różnych środków – a więc chodzi nie tylko o pieniądze, ale i lżejszą, bardziej spójną regulację oraz polityki handlową i przemysłową. Podobnie jak robią to główni konkurenci Europy – w zasadzie unitarne państwa – USA i Chiny. Stąd pojawia się troska o proces decyzyjny w UE.  

Draghi nie wyklucza wewnętrznego zróżnicowania integracji i w ostateczności współpracy czysto międzyrządowej

Duży nacisk postawiony jest tu na efektywną koordynację polityk w obszarze innowacji, energii i przemysłu. W tym kontekście padają słowa o reformie traktatów i poszerzeniu stosowania większości kwalifikowanej, przy jednoczesnym uznaniu, że „nie jest to warunek konieczny, by Europa poszła do przodu”. W oparciu o semestr europejski oraz krajowe plany klimatu i energii mamy osiągnąć wystarczająco wiele, zanim osiągnięta będzie zgoda na zmiany instytucjonalne. Jednocześnie UE powinna być bardziej rygorystyczna w stosowaniu zasady pomocniczości i wykazywać się większą „powściągliwością” w działalności legislacyjnej, która „rośnie nadmiernie” także „z powodu słabej kontroli zasady pomocniczości przez parlamenty narodowe”. Należy wzmocnić te mechanizmy kontrolne, ale także „instytucje UE powinny stosować zasadę »samoograniczenia« w kształtowaniu polityki”. 

Draghi nie wyklucza wewnętrznego zróżnicowania integracji i w ostateczności współpracy czysto międzyrządowej. Podobnie jak Enrico Letta w swoim raporcie o przyszłości wspólnego rynku z kwietnia 2024 roku wskazuje na zalety przyjęcia dobrowolnego „28. porządku prawnego” w sprawach prawa spółek, prawa korporacyjnego i upadłości, a także wybranych aspektów prawa pracy i opodatkowania, które mogłyby być także objęte traktatową wzmocnioną współpracą przez chętne państwa. To niewinne, bo dobrowolne, rozwiązanie wywołałoby zapewne efekt kuli śniegowej. Państwa poza tym systemem mogłyby stracić atrakcyjność inwestycyjną w UE.

Raport Maria Draghiego: Unijne wsparcie może odpłynąć z Europy Środkowej

Brak efektywnej koordynacji przynosi skutki sprzeczne ze strategicznymi celami, jak w przypadku czystych technologii. Przez brak dogrania synergii między polityką podatkową, zachętami do produkcji krajowej, polityką handlową, penalizacją działań antykonkurencyjnych, zagraniczną polityką gospodarczą i zabezpieczeniem łańcuchów dostaw, Chiny dominują europejski rynek bateryjny, a niebawem może i e-samochodów.  

Reformie ma być poddany budżet UE, by skoncentrować się na realizacji celów o paneuropejskim znaczeniu, szczególnie w obszarze finansowania innowacji. Takie postulaty pojawiają się od dawna. Oznacza to znaczący odpływ ważnych dla Polski pieniędzy z funduszy regionalnych i spójności. W ramach takich samych poszukiwań pieniędzy na rozwój Andre Sapir z Breugel Institute podnosił ostatnio nawet przeniesienie płatności rolnych do budżetów krajowych (bez renacjonalizacji samej polityki rolnej UE).

Czytaj więcej

Mario Draghi chce ratować Europę przed zapaścią. Koszt? 800 mld euro rocznie

Podobnie jak w przypadku wskazania preferowanych branż i kierunków badań finansowanie mogłoby odpłynąć z Europy Środkowej, która ma przez 20 ostatnich lat złe doświadczenia z funduszami zarządzanymi prosto z Brukseli, bez dokładnego wydzielenia kopert narodowych, jak to ma miejsce w polityce rolnej i spójności. W tych obszarach różnice rozwojowe nie zniknęły w takim stopniu, by spać spokojnie. 

UE powinna w większym stopniu wykorzystywać swoją siłę przetargową. Draghi powraca w tym kontekście do wspólnych zakupów gazu oraz europeizacji zamówień publicznych, w tym zbrojeniowych. Z tym się wiąże nacisk na poluzowanie zasad pomocy publicznej i prawa konkurencji, by łatwiej było tworzyć europejskich czempionów w wybranych dziedzinach, jak telekomunikacja i technologie.     

Dekarbonizacja u Maria Draghiego jest ściśle połączona z konkurencyjnością

Wątkiem, który powinien interesować szczególnie Polskę, jest tematyka dekarbonizacji, która u Draghiego jest połączona ściśle z konkurencyjnością. „Mimo że ceny energii znacznie spadły od czasu szczytów, firmy z UE nadal borykają się z cenami energii elektrycznej, które są dwa, trzy razy wyższe niż w USA. Ceny gazu ziemnego są cztery, pięć razy wyższe. Ta różnica cenowa jest spowodowana przede wszystkim brakiem zasobów naturalnych w Europie, ale także podstawowymi problemami z naszym wspólnym rynkiem energii. (...) Ponieważ wytwarzanie energii wchodzi w zakres EU ETS, intensywność emisji CO₂ jest wliczana w koszty wytwarzania energii elektrycznej. Koszt ten jest wysoki i niestabilny w UE” – czytamy w raporcie. 

„Podczas gdy przemysł energochłonny w innych regionach nie stoi w obliczu tych samych celów dekarbonizacji ani nie wymaga podobnych inwestycji, korzysta z bardziej hojnego wsparcia ze strony państwa. Chiny, na przykład, zapewniają ponad 90 proc. globalnych dotacji o wartości 70 mld dol. w sektorze aluminium, a także duże dotacje dla stali”. Byłoby dobrze, gdyby taka właśnie logika zdominowała nową Komisję Europejską. Raport jest poręczną podkładką pod istotne korekty w polityce klimatycznej. Można spodziewać się istotnych zmian w elektryfikacji transportu, który zajmuje tu ważne miejsce. Nowa KE więcej uwagi powinna poświęcać lokowaniu czystych i cyfrowych technologii (baterie, chipy) w Europie.

Kontekst polityczny raportu Maria Draghiego: Czy unia rynków kapitałowych będzie równie otwarta dla Polski, jak dla Holandii?

Jak widać, paleta rozwiązań proponowana przez autora na 400 stronach raportu jest wszechstronna i raczej osadzona w instytucjonalnych uwarunkowaniach Unii Europejskiej. Jest jednak naturalnie pozbawiona kontekstu politycznego. Raport przyniesie ferment, a czasem nawet nerwowość w wielu stolicach. Niemal każda znajdzie tu jakiś czuły punkt, który zaboli. W Niemczech minister finansów zdążył już odrzucić emisję długu w dniu ogłoszenia raportu. W krajach rynkowej Północy niepokój wywoła propozycja konsolidacji niektórych branż. W Polsce mamy powody do niepokoju, kiedy mowa o reformie budżetu czy europeizacji wydatków zbrojeniowych. Można też zadać sobie proste pytanie: skoro proponowane działania są tak oczywiste, dlaczego nie były wdrożone? Dlaczego czekamy w Europie tak długo, ponosząc koszty?

Czytaj więcej

Jędrzej Bielecki: Federalizacja to marzenie z innego świata. Jak dziś uratować Unię?

Na to pytanie można odpowiedzieć tylko na gruncie polityki. Zasadniczo powodem jest brak zaufania między państwami o zróżnicowanych profilach gospodarek. Dlaczego mam wspierać emisję wspólnego długu, skoro niewspółmierne korzyści odniosą gospodarki, gdzie dług jest droższy niż u mnie? Dlaczego mam dalej uwspólnotawiać finansowanie badań i rozwoju, skoro nie mam gwarancji, że moje ośrodki badawcze dadzą radę dostać się do tych pieniędzy? Dlaczego mam pozwolić na zbudowanie europejskich czempionów farmaceutycznych czy technologicznych, skoro nie mam gwarancji, że moja ulubiona branża (płatnik CIT i VAT do mojego budżetu) będzie w centrum tego procesu? Czy unia rynków kapitałowych będzie równie otwarta dla Polski, jak dla Holandii? 

Dlaczego warto uważnie przeanalizować raport Draghiego: Trzy kluczowe sprawy z polskiego punktu widzenia

Takie wątpliwości zdarzają się nawet w unitarnych państwach. Podobne pytania zadają sobie politycy na południu Włoch, gdy patrzą na bogatą północ. Zadają je sobie mieszkańcy wschodnich landów RFN, gdy pieniądze trafiają do tradycyjnych centrów przemysłu. A co dopiero w przypadku UE, która w tej skali jest zjednoczona w dość ograniczonym stopniu od ledwie 20 lat. 

Biorąc pod uwagę sytuację we Francji (deficyt budżetowy i bunt polityczny) i w Niemczech (słabnięcie koalicji i wzrost ekstremizmów), można byłoby raport Draghiego odłożyć na półkę, gdzie leżą podobne wydawnictwa od czasu strategii lizbońskiej. A jednak warto uważnie przeanalizować ten dokument. Po pierwsze, by odpowiedzieć sobie na pytanie: czy oprócz problemów nie ma tam również i szans? Po drugie, by uściślić, co jest naprawdę problemem, a co może tylko odruchowym sprzeciwem wyuczonym w pierwszych latach członkostwa Polski w UE. Po trzecie, ten raport będzie ważną inspiracją dla pisanych właśnie teraz listów intencyjnych dla nowych komisarzy, w tym dla komisarza ds. budżetu oraz tych komisarzy, którzy będą mieli za zadanie urealnić politykę klimatyczną UE. 

To z polskiego punktu widzenia sprawy kluczowe. Dotychczasowe odpowiedzi na dwa zagadnienia – budżet UE i klimat – przestają działać. To jest dobry moment, by napisać nowe odpowiedzi, biorąc pod uwagę, że jesteśmy już w innym miejscu, jeśli chodzi o rozwój gospodarczy i zamożność. Zaczynaliśmy od kolosalnych sukcesów w obszarze nadganiania poziomu życia i podstawowych usług publicznych. Prędzej czy później, pod dobrze skrojonymi warunkami, będziemy musieli wejść na inny poziom gry integracyjnej. Nie ma niczego nadzwyczajnego w fakcie, że dzisiejsza UE jest inna – nie zawsze lepsza – niż ta z roku 2004. 

Podatki europejskie nie mogą być regresywne, by biedniejsi nie płacili więcej niż najbogatsi. Integracja innowacji musi dawać podstawowe gwarancje dopływu pieniędzy dla polskich firm. Wspólne zakupy muszą odpowiadać naszym potrzebom

Aby skorzystać ze zmian, które będą dotyczyły finansowania badań, innowacji, zbrojeń czy transformacji klimatycznej, musimy być lepiej przygotowani do tego w kraju. W innym wypadku jakiś kolejny negocjator budżetu wieloletniego będzie obsadzony w roli coraz bardziej defensywnej obrony status quo, która będzie przebiegała w coraz większym odosobnieniu. Najogólniej rzecz biorąc, aby wejść w tę rozmowę, musimy zdefiniować warunki brzegowe dla sprawiedliwego rozłożenia kosztów poszczególnych pomysłów oraz sprawiedliwego rozłożenia zysków. 

Podatki europejskie nie mogą być regresywne, by biedniejsi nie płacili więcej niż najbogatsi. Integracja innowacji musi dawać podstawowe gwarancje dopływu pieniędzy dla polskich firm. Wspólne zakupy muszą odpowiadać naszym potrzebom. Chcemy być nie tylko klientem, ale i udziałowcem europejskich czempionów. W każdej zaproponowanej przez Draghiego reformie można wyobrazić sobie miejsce dla Polski.

Niemal dosłowna zbieżność Maria Draghiego z analizą Mateusza Morawieckiego

Takie ćwiczenie, nawet jeśli nie przyniesie od razu pożądanych efektów, da nam szansę na wygodniejszą rolę przy europejskim stole. Byłaby to też dobra okazja do koniecznej odnowy europejskiego konsensusu w kraju. Ten stary się już trochę zużył, brzmi często rytualnie, przestaje też być adekwatny do dzisiejszych wyzwań. 

Znam wszystkie ograniczenia tego ćwiczenia. Widzimy wszyscy zniechęcenie, a nawet  prawdziwą traumę po stronie dużej części polskiej prawicy, doświadczonej sporami z Brukselą z poprzedniej kadencji. Widzimy też płytką proeuropejskość innych części opinii publicznej. Polskie spektrum jest jednak bogatsze. 

Niech zachętą będzie zaskakująca, niemal dosłowna zbieżność kluczowej części diagnozy Maria Draghiego ze wstępu do raportu z analizą niedawno przedstawioną przez Mateusza Morawieckiego na łamach „Rzeczpospolitej” i brukselskiego „Politico”.

Czytaj więcej

Mateusz Morawiecki: Wielka sprzeczność Europy

„Jeśli Europa nie może stać się bardziej produktywna, będziemy zmuszeni do wyboru. Nie będziemy w stanie od razu stać się liderem w nowych technologiach, wyrocznią odpowiedzialności klimatycznej i niezależnym graczem na arenie światowej. Nie będziemy w stanie sfinansować naszego modelu społecznego. Będziemy musieli ograniczyć niektóre, jeśli nie wszystkie, nasze ambicje. To jest egzystencjalne wyzwanie” – pisze Mario Draghi, niemal dokładnie powtarzając części składowe trilematu zaprezentowanego przez byłego premiera z PiS. Jest o czym rozmawiać. 

Autor

Konrad Szymański

Były minister ds. europejskich w rządach Beaty Szydło i Mateusza Morawieckiego, były zastępca dyrektora Polskiego Instytutu Ekonomicznego

Były prezes Europejskiego Banku Centralnego i były premier Włoch Mario Draghi, którego nadzwyczajna reputacja zbudowała się na skutecznej nawigacji polityką monetarną strefy euro w czasie kryzysu lat 2008–2012, umieścił problematykę słabnącej konkurencyjności Europy w szerokim politycznym kontekście. „Podstawowymi wartościami Europy są dobrobyt, równość, wolność, pokój i demokracja w zrównoważonym środowisku. UE istnieje, aby zapewnić Europejczykom korzystanie z tych podstawowych praw. Jeśli Europa przestanie je gwarantować, straci powód swojego istnienia” – pisze dramatycznie we wstępie.

Pozostało 97% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Polityka
"Oto skład mojego gabinetu". Ursula von der Leyen przedstawiła nowych komisarzy KE
Polityka
Nowa Komisja Europejska z nowym Francuzem
Polityka
Czy zamach uratuje Donalda Trumpa? To może być punkt przełomowy kampanii
Polityka
Drugi zamach na Donalda Trumpa. Kandydat na prezydenta wskazuje winnych
Polityka
Ameryka już zaczyna głosować na prezydenta