W poprzedniej inscenizacji opery Verdiego – w 2010 roku w Brukseli – Makbet Krzysztofa Warlikowskiego w polowym mundurze wracał zmęczony i psychicznie poharatany z wojny, zapewne na Bałkanach. Współczesny teatr chętnie bowiem zamienia bohatera rodem z Szekspira w autorytarnego dyktatora krwawo rozprawiającego się politycznymi przeciwnikami.
Natomiast w Salzburgu Makbet pojawia się na scenie w płaszczu i kapeluszu, wygląda jak wysokiej rangi urzędnik spieszący się po pracy do żony. Ją zaś oglądamy w dodanej przez reżysera scenie wizyty u ginekologa. Podczas badania Lady Makbet dowiaduje się, że nie może mieć dzieci. Jest zrozpaczona, ale zachowuje klasę, w wystylizowanym na lata 30. XX wieku kostiumie wygląda niczym bohaterka „Zmierzchu bogów” Luchino Viscontiego. Włoski klimat tamtej epoki – pięknie zaprojektowany przez Małgorzatę Szczęśniak – także pozwala oderwać „Makbeta” od doraźnie pojmowanej współczesności.
Czytaj więcej
„Makbet” w inscenizacji Krzysztofa Warlikowskiego i Małgorzaty Szczęśniak to jedno z najważniejszych wydarzeń Salzburg Festival. Piąte podejście utytułowanego duetu do szekspirowskiego thrillera.
Nim Makbet dotrze do domu, zostanie zatrzymany przez starszą panią zapraszającą go na spotkanie z grupą równie jak ona eleganckich kobiet. Okaże się Hekatą, boginią złych mocy, a jej przyjaciółki przepowiedzą Makbetowi przyszłość. On ulegnie pokusie i trudno się dziwić. Władza jest jak narkotyk, tak było zawsze, tak jest i dzisiaj.
W tym przedstawieniu reżyser zastosował sporo rozwiązań ze swych poprzednich prac nad „Makbetem”. To przede wszystkim niemal stała obecność dzieci, realnych i odrealnionych zarazem – w maskach założonych na twarze. Krążą wokół Makbeta przypominając mu niespełnione marzenie (nie może mieć potomka), jak i przyszłość, której chce zapobiec. Potomkowie jego wroga przejmą bowiem kiedyś władzę.