Obecnie stosowany model zakłada, że prace budowlane finansowane są m.in. z pieniędzy nabywców mieszkań – najczęściej bowiem gros lokali sprzedawanych jest jeszcze przed ich fizycznym wybudowaniem.
Zamknięcie rachunków powierniczych będzie oznaczało zakręcenie kurka z pieniędzmi dla deweloperów. Gotówkę ze sprzedaży mieszkań będą oni mogli zobaczyć dopiero po skończeniu inwestycji. Tłumaczone jest to potrzebą zwiększenia bezpieczeństwa konsumentów – zakup mieszkania to w końcu wielki wysiłek finansowy, nierzadko w grę wchodzi długoterminowy kredyt. W przeszłości głośno było o firmach, które zbierały pieniądze na inwestycje, po czym znikały. Lekarstwem stały się rachunki powiernicze.
Deweloperzy nie dostają dziś wszystkich pieniędzy od klientów – to bank, sprawdzając postęp budowy, wypłaca firmie kolejne transze wziętych pod opiekę sum. Według UOKiK, który forsuje nowe przepisy, to wciąż za duże ryzyko dla Polaków.
Z rachunków otwartych finansowanych jest 80 proc. inwestycji. Duzi deweloperzy, z rozbudowanymi bankami ziemi oraz instytucjami finansowymi, zapewniającymi pieniądze z kredytów i obligacji, zacierają ręce.
Wprowadzenie zamkniętych rachunków powierniczych osłabi za to pozycję mniejszych graczy, dla których zgromadzenie gotówki i na zakup ziemi, i realizację całego przedsięwzięcia budowlanego będzie ogromnym wyzwaniem. Najsłabsi mogą wypaść z rynku.